Niedawno dołączyłam do dumnego grona Koreanek pławiących się
w luksusach tutejszej chirurgii plastycznej. Tak, tak, dobrze przeczytałaś
(łeś) – dumnego grona, ponieważ w Korei nikt nie kryje się z zabiegami i nie
wmawia nikomu, że gładka jak cztery litery niemowlaka twarz po 40-stce to
zasługa kremu NIVEA.
Co prawda, seria moich zabiegów nie miała nic wspólnego z upiększaniem jako takim, dała mi jednak możliwość zagłębienia się przez ostatnie 6 miesięcy
w temat operacji estetycznych w Korei z perspektywy insider-a. Im dłużej myślę
o podejściu Koreanek do całego zagadnienia, tym bardziej zastanawiam się, czy
nie zafundować sobie jakiegoś kwasu hialuronowego, tym bardziej, ze koszt zabiegu
równa się dwumiesięcznemu zapasowi kremu.
 |
Reklama kliniki chirurgii plastycznej w Seulskim metrze. Modelka to jak widać lalka Barbie o jakże azjatyckich rysach i kanonach urody |
Kiedyś, schodząc z koleżanką do metra w Seulu, jak to baby,
rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym i nagle Jee od niechcenia rzuciła Chce
sobie zrobić nos.
W czym problem? –
pytam. Okazuje się, że jest trochę za duży a skóra po bokach ma zdecydowanie za
szerokie pory. Powód dobry jak każdy inny myślę sobie.
Znalazłaś klinikę ? W końcu wiem, jak trudno znaleźć odpowiednią klinikę, ale tu na szczęście z
pomocą przychodzi… uwaga… Biuro Informacji Turystycznej przy Apgujeong (o czym
w dalszej części posta). Szczęśliwie okazuje się, że problem kliniki rozwiązał
się sam, ponieważ aktualnie Jee spotyka się z chłopakiem, którego wujek jest
chirurgiem plastycznym, więc zrobi operację u niego w klinice.
Świetnie-
skwitowałam przynajmniej to masz z głowy.
Myślałaś już nad kształtem?
No pewnie! Zastanawiam się pomiędzy ….
I tak toczy się zupełnie surrealistyczna rozmowa, jakbyśmy rozmawiały o
wyższości szarlotki nad eklerkami, ponieważ właśnie trzeba zorganizować jakieś
garden party dla znajomych.
Ale zaraz... to właśnie rozmowa o szarotce jest
surrealistyczna, tu nikt nie piecze ciast, ciasta się kupuje, a operacje
przechodzi 1 na 77 osób (dane Korean Association of Plastic Syrgery) więc
rozmowa wydaje się jak najbardziej na miejscu.
Kiedy zaczęłam rozpytywać wśród znajomych czy zrobiłyby
operacje, wszystkie (z chlubnym wyjątkiem córki pastora, starej panny i
kierowniczki chóru parafialnego – jak mniemam sytuacja osobista miała niejaki
wpływ na udzielenie odpowiedzi przeczącej) stwierdziły - Oczywiście!, trzeba tylko zgromadzić fundusze.
Kiedy
powiedziałam, że może lepiej zaoszczędzić i gdzieś pojechać, zobaczyć inny
kraj, kulturę, łypnęły na mnie pytająco i stwierdziły, że żyją w Korei, to jest
ich kraj i jest cudowny. Po cholerę wyjeżdżać? Jest Jeju, jak masz ochotę na
„tropiki” i Gangwon-do jeśli masz ochotę na narty, nawet fontannę Trevi na Jamsil zbudowali, więc po co do Rzymu jechać. A wyglądać trzeba, bo ładnym w życiu
łatwiej ( nie można odmówić prawdy temu stwierdzeniu).
 |
Klinika TATOA |
Jak wskazują liczby,
znakomita większość Koreańczyków myśli dokładnie tak, jak wspomniane wyżej
współpracownice z mojego Instytutu. Korea od wielu lat plasuje się w pierwszej
dziesiątce na świecie pod względem ilości przeprowadzonych operacji. Wyżej plasują
się takie kraje jak US, Meksyk, Brazylia
czy Japonia. Wszystkie te kraje mają jednak kilkukrotnie większe
populacje. Przeliczając liczbę operacji
na mieszkańca, Korea jest pierwsza (pewną część pacjentów stanowią Chińczycy,
wśród których turystyka medyczna jest dość popularna). Klinki powstają jak
grzyby po deszczu, odprowadzając do budżetu co roku kwoty w około $ 480 mln.
 |
Spotkana na lotnisku w Seulu Chinka, robiła się piękniejsza przed ślubem a jej koleżanka, ponieważ chciała dostać lepsza pracę. Rozmawiałam z obiema paniami. Były bardzo zadowolone z usług na Gangnam. |
Wszystkiego dobre kremy i makijaż nie ukryją, toteż
najczęściej wykonywane procedury to nieinwazyjne zabiegi na twarz. Na miejscu pierwszym
Botox, któremu poddaje się ponad 145.000 osób rocznie, na miejscu drugim kwas hialuronowy
z ponad 90.000 pacjentów a brązowy medal przypadł laserowemu usuwaniu
owłosienia z ponad 52.000 klientów rocznie (dane z Korean Konsumer Agency).
Któregoś razu jechałam z małżonkiem metrem i zauważyliśmy
reklamę kliniki chirurgii plastycznej, na której było zdjęcie… lalki Barbie (pierwsze zdjęcie w poście).
Moja SP od razu zapytała Skąd im
się lalka Barbie wzięła?
Fakt, pytanie uzasadnione. Rozejrzałam się w około i sama zaczęłam się
zastanawiać, bo w końcu Koreanki mają nisko zawieszone kuperki z nogami
prostowanymi na beczce a ich włosy są wszystkim, tylko nie blond puklami.
I wtedy przypomniałam sobie o książce jednej z moich
ulubionych autorek, napisanej przez Naomi Wolf „The Beauty Myth” . Na książkę
natrafiłam jeszcze, jako nastolatka w USA, w dobrych czasach, przed zamachem na
WTC, kiedy w sobotni wieczór na Upper East Side chodziły nowe kolekcje Prady i
naturalne futra, a w Harlemie królowały baggy jeans.
Od momentu, w którym kolorowe magazyny opanowała Twiggy, a po
niej pałeczkę przejęła Kate Moss, Stany oszalały na punkcie figury anorektyczki
a niedługo potem oszalał na tym punkcie cały zachodni świat. Zdaniem Naomi, kobiety zostały
wmanipulowane w ten specyficzny „kult piękna” z premedytacją w celu łatwiejszej
nad nimi kontroli.
I tak, jak feministką nie jestem, bo i być nie muszę (Z
genialnym ślubnym u boku mogę napawać się życiem zamiast stresować, co tydzień
na zarządzie, ponieważ" jesteśmy na minusie w porównaniu do pierwszej polowy
kwartału roku ubiegłego przy uwzględnieniu wpływu Pingwina Królewskiego na
kichnięcie krowy w Kenii o cale 0,03%. Co prawda Financial Controller znalazła
wytłumaczenie, ale co z resztą „zespołu”, dlaczego tego nikt nie przewidział!?" I tak co tydzień…) znajduję logikę w
rozumowaniu Pani Wolf.
Podczas II Wojny Światowej kobiety były przedstawiane, jako
pielęgniarki, urzędniczki, pracownice fabryk uzbrojenia, budowlańcy etc.,
ponieważ była wojna, faceci na froncie a ktoś przecież musiał na kraj
pracować.
Po wojnie ta sama kobieta była
przedstawiana pięknie uczesana i ubrana z mopem w ręku (prawdziwa Rozenek) lub
prasując z 2-3 dzieci bawiących się w około – bo trzeba było rodzic nowych
obywateli. Gdy zaczęli dorastać baby boomers a później ich dzieci, czyli
kolejny boom chłopaków zaczęto przedstawiać, jako yuppie a dziewczyny?
Powstała
Twiggy i Kate M. a cały Harward dostał grupowej bulimii poganianej cichymi
okresami anoreksji. Bo nie dość, że trzeba było być mądrą to jeszcze
prezentować się „up to the standard”, w końcu Twoja matka siedziała z mopem w
domu a ty chcesz czegoś „więcej” np. stołka COO.
A teraz powrót do Korei.
Lata 50-te, wojna – Kobiety w służbie i „na traktorach”
Lata powojenne – Rodzimy dzieci, trzeba nam chłopów, bo Kim
Ir Sen na północy pręży muskuły i nie wiadomo, kiedy zaatakuje (nie zaatakował
przez ponad 50 lat, ale tego nie mogli wiedzieć w latach powojennych). Do tego
faceci pracują w Samsungu dla dobra „kraju” (wcale nie korporacji – buahahahah,
choć w Korei państwo to jest korporacja, ale o tym może, kiedy indziej) więc my
musimy zająć się ogniskiem domowym (pozostaje jeszcze prostytucja popularna
zarówno wśród Koreańczyków jak i Amerykanów, ale o tym stanie rzeczy dowiemy
się oficjalnie dopiero po kilkudziesięciu latach).
Lata 80-te – Jesteśmy zamożni. Faceci dalej w Samsungu a my?
No cóż, trzeba być doskonałą panią domu (choć przejście testu białej
rękawiczki, czy jak to tam się nazywa, w „czystym” domu koreańskim skazane jest na
druzgocącą klęskę, to i tak, jak na Azję jest nieźle). Do tego, mamy obowiązek
pięknie wyglądać.
Lata 90-te – rozwija się K-pop, K-drama i wszystkie inne debilne,
przepraszam za wyrażenie, ale trudno było znaleźć bardziej odpowiednie słowo „K”.
Rozwija się przemysł muzyczny, K-drama obecna jest w każdym domu a wraz z
nią piękne aktorki (czytaj poprawione i wyprodukowane lalki) a my, kobiety,
zaczynamy czuć coraz większą presję.
Może i rodziłybyśmy więcej dzieci, bo to wcale nie takie złe, ale
przepracowani w korporacjach faceci mają coraz większe kłopoty z męskością.
Dzieci siedzą w szkole od 8.00 do 23.00 więc mamy czas dla siebie. Skoro mamy
tyle czasu, to przynajmniej „wypadałoby wyglądać”.
Ponieważ USA obecne są w
Korei od lat 50-tych wraz z ochroną przed komunizmem przyszła na południe cała
masa amerykańskiego badziewia z lalką Barbie na czele. To jest teraz kanon urody!
A my dalej mamy
krzywe nóżki i niskie kuperki, nie mówiąc o tym, ze nasze usta są wszystko,
tylko nie pełne.
Z odsieczą przychodzi Gangnam ze swoimi klinikami
plastycznymi. Możemy odetchnąć z ulgą i poddać się jednej z najpopularniejszych operacji
plastycznych, czyli powiększeniu oczu, która polega na usunięciu części powieki
(a Bozia kitajców, jak to mój tatuś pieszczotliwie ich określa, skonstruowała jednak z małymi oczkami, no cóż, przeżyjemy tą
zniewagę natury, w końcu da się to poprawić).
 |
Ściana płaczu. I tez się przed nią modlą! |
Klinik jest tak dużo, że czasem mamy problem z wyborem i co
wtedy, gdzie szukać pomocy? Oczywiście w Centrum Informacji Turystycznej,
najlepiej przy Agpujeong, ponieważ to najbliżej źródła, czyli w samym sercu
Gangnam.
W wyborze kliniki udzieli pomocy General Manager Gangnam Medical TourCenter Pani Natalie Oh. Trzeba jej wysłać maila z info o wieku, problemie i
terminie nam pasującym, ona skontaktuje nas z lekarzem z centrum, ten omówi z
nami kilka opcji, po czym dostaniemy adresy klinik, które w dogodnym nam
terminie mogą przeprowadzić zabieg. A później już tylko skalpel lub igła do
koloru do wyboru.
I tak toczy się to moje koreańskie wygnanie. Od wizyty do wizyty … na blogu, oczywiście ;)