"Dziarska jestem, stać nie mogę! Już bym chciała ruszać w drogę!"
O gadających i ruchliwych wiktuałach w podróży pisała już Hanna Januszewska.
Nam też trafiła się taka sztuka, mianowicie Śliweczka Wędzona, de domo Węgierka.
Trzęsła się biedaczka z zimna, wystawiona na mróz na przedświątecznym, zabrzańskim targowisku. Widząc nasze opalone lica (jeszcze wtedy nie wiedziała, co to solarium)- krzyknęła wniebogłosy:
-Ratujcież, dobrzy ludzie! A dyć szczeznąć mi tu przyjdzie na tym zapyziałym straganie!
Od razu wywnioskowaliśmy ze śliwkowej mowy, że to prawdziwa panna ze wsi, a takiej szukaliśmy.
Zabraliśmy więc pannę Wędzoną do domu, gdzie zamieszkała w apartamencie, wytapetowanym szarym papierem (zupełnie takim samym, jak na papierowe torby z targu, żeby czuła się jak u siebie).
Głusi na sugestie i zachcianki Śliweczki, której to marzyły się salony i koafiury, rzuciliśmy się w wir świątecznych przygotowań.
(Czytającym powyższy fragment, a szczególnie jego ostatnie zdanie, członkom rodziny- przypomina się, że jest to fikcja literacka, a nie dokument. Jak piszę, że rzuciliśmy się w wir, to piszę).
Święta, święta i -wiadomo, czas do domu wracać.
W wyniku różnych zawirowań, nasza udomowiona Śliweczka, zamiast zająć miejsce w samolocie z Okęcia, przez Moskwę do Seulu- postanowiła sobie wyruszyć w inną podróż.
Najpierw poleciała do Kongo, ale już na granicy przestraszył ją celnik i postanowiła ukryć się głęboko na dnie bagażu.
Na nic zdały się próby przekonania, że gdzie jak gdzie, ale tu nikt by na nią nie zwrócił uwagi. Wtopiłaby się w tło, można by rzec.
Po owocnym pobycie w Afryce- równikowe słońce służy urodzie niektórych- Śliweczka zażądała odmiany krajobrazu.
Jako że wyemancypowanym i rozentuzjazmowanym niewiastom nie należy dla własnego zdrowia psychicznego i spokoju duszy odmawiać - udaliśmy się z Kongo, przez Paryż i Singapur na Bali.
zwiedzała warsztaty jubilerskie,
Lektyka na ostatnią podróż |
Byk, w którym umieszcza się nieboszczyka |
również niesiony przez krzepkich mężczyzn, na oklep syn zmarłego |
wczepiony kurczowo w kark, podczas gdy wóz strażacki leje z hydrantu |
potem cały korowód |
wraz z orkiestrą, przemieścił się na plac na końcu wioski, gdzie |
zmarłego umieszczono we wnętrzu byka |
i skremowano. |
Nasza bohaterka, to ta po prawej. |
Tym, którzy wyrazić by mogli ewentualne zdegustowanie umieszczeniem frywolnej śliweczki w towarzystwie balijskiego nieboszczyka, zwracam nieśmiało uwagę, że po pierwsze primo- podczas obrzędu kremacji, kilka metrów od płonącego byka, posilić się było można szaszłykami z kurczaka (tak, tak, pieczonymi na ogniu, na przenośnym ruszcie), a sprzedawcy napojów i owoców krążyli wśród zgromadzonego tłumu, coś jak na polskim odpuście. Nikt nie płakał, nie zawodził, panowała luźna atmosfera.
Po drugie primo- memento mori.
A po trzecie- przepis na bigos.
- 2,5 kg kiszonej kapusty
- 1 kg kapusty białej, poszatkowanej
- 0,5 kg pieczeni wieprzowej, z sosem
- 0,5 kg pieczeni wołowej, z sosem
- 0,5 kg pieczonej kaczki lub gęsi(kura w ostateczności, unikać)
- 10 dag suszonych prawdziwków
- 20 suszonych, a najlepiej jeszcze wędzonych śliwek
- 2 cebule
- ziele angielskie, liść laurowy, jałowiec
- smalec
- szklanka czerwonego wina
- sól i pieprz do smaku, tej pierwszej nie za dużo, bo i kiszona kapusta i pieczone mięsa były już wszak solone, tego drugiego ile dusza zapragnie, bigos lubi pieprz
Na początku zimy bigos można robić z samej kiszonej kapusty, im później tym ona kwaśniejsza i udział kapusty białej większy.
Grzyby zalać wodą, odstawić na dwie godziny, ugotować, odcedzić, pokroić. Płyn zachować.
Kapusty według możliwości gotować na początku w dwóch osobnych naczyniach, zalane wodą lub rosołem, do miękkości. Potem połączyć.
Przyprawy ziarniste można dodać w całości lub zagotować w małej ilości wody, potrzymać na małym ogniu przez 20 minut i otrzymany wywar wlać do bigosu- to dla tych, którzy nie lubią dostawać na talerzu liścia bobkowego.
Dodać pokrojone mięsiwa, w miarę możliwości z sosami.
Śliwki pokroić na ćwiartki, dołożyć do garnka.
Cebule pokroić, podsmażyć na smalcu, dodać do duszącej się kapusty.
Podlać winem, dusić, dolewając stopniowo wywar z suszonych grzybów.
Pierwszego dnia dusić przez 2, 3 godziny. Schłodzić, a najlepiej zamrozić.
Następnego dnia garnek z zamrożonym bigosem postawić na mały ogień, odmrozić i dusić kolejne 2, 3 godziny, mieszając od czasu do czasu. Po wystudzeniu kolejny raz zamrozić.
Trzeciego dnia procedurę powtórzyć.
Od teraz można oficjalnie cieszyć się bigosem, do tej pory była to kapusta z mięsem.
Wolę bigos tylko z kiszonej i koniecznie z wędzonką - reszta się zgadza. Fajny pogrzeb - od razu przypomina się Jasnorzewska, która ziewa "gdy pogrzeb idzie ulicą". Biżutek przymało , Krzyś. Nie muszę mieć ale lubię patrzeć. Poczekam na Waszą następną podróż.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jaruta - Pyra
Pyro- z zachłanności na objętość dodałem słodkiej, a wędzonki na półwyspie nie uświadczysz, nad Wisłą ma się rozumieć- dodajemy.
UsuńBiżu jest więcej, wrzucimy gdzieś, tu nie chcieliśmy robić fotograficznego tłoku.
Piękny świat - różnorodny i jednolity. Starczy tej urody dla wszystkich.
UsuńJa do bigosu uzywam wedzonej wieprzowiny z Costco, sliwek kalifornijskich i zdecydowanie wiecej wina (wyparuje w czasie gotowania ale smak zostaje). Kapusty surowej nie dodaje bo kiszona kupiona w Lotte jest w sam raz( made in Germany). Ostatnio zrobilismy z 4kg i teraz czesc czeka zamrozona w pojemnikach.
UsuńEcot,
UsuńDzięki za tipa o Costco, w Wonju jest tylko E-mart i Homeplus i wędzonek nie spotkałem.
Dlatego aromat wędzonego pochodzi ze śliwek.
Kapustę kiszę sam, bo kto mi zabroni ;)?
Też już zamroziłem, ale co się objedliśmy, to nasze.
A zanim przywiozłem wędzone węgierki, też kupowałem śliwki kalifornijskie. W aptece :)
UsuńDo najblizszego Costco (Costco Sangbong) macie raptem 78 km. Ja od siebie mam 55 km ale czasem jade 2 godziny (przez Busan). Zazwyczaj robie tam zakupy raz na 1-2 miesiace. Jest jeszcze koreanski odpowiednik (E-Mart Traders).Nie trzeba tam w przeciwienstwie do Costco miec zadnej karty czlonkowskiej i mozna placic karta kredytowa. Niestety nie wiem gdzie moze byc najblizej Was.
UsuńPatrzyłem po Twojej podpowiedzi na store finder na stronie Costco, też doszedłem do podobnych wniosków z Sangbong.
UsuńPrzywiozłem teraz wędzonych śliwek i wędzonej papryki w proszku, więc ten smak ojczyźniany mamy załatwiony.
Nie brakuje nam aż tak swojskich smaków, czasem jednak coś za człowiekiem chodzi :)
Jogurt, kefir i twaróg robię w domu, teraz też dostałem podpuszczkę, to trochę poeksperymentuję.
Dziękuję, za to że Ci się chciało poszukać i przekazać informacje!
Piękne peregrynacje śliwki wędrowniczki! Również czekam na dalsze zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńErynio,
UsuńGrzechem byłoby nie zapisać w annałach takich podróży, prawda?
Cierpliwość jest cnotą ;)
Wielka woda - cudowna! Uwielbiam i mam nadzieję, że kiedyś zobaczę na żywca. A teraz umoczyłam wirtualnie zacną stópkę. Nieźle się musiałam przy tym nagimnastykować ;-). Ale warto było!
OdpowiedzUsuńA śliwka ... takiej to dobrze - nie dość, że smaczna to jeszcze obieżyświat!
Pogrzeb trochę mi się pokłócił z wielką wodą i urlopem jakiego nad nią zażywałam, ale... przynajmniej kolorowo i z fantazją!
Nikt nie mówił, że woda będzie u Twych stóp :P
OdpowiedzUsuńŚliwka się tyle nalatała ostatnio, że wakacje z bigosem naprawdę jej służą.
Fajnie, że się pokłócił, ciekaw byłem czytelniczych reakcji.
No niby nie... ale spróbujcie wsadzić nogę w wielką wodę ni nie zmiażdżyć przy tym klapy laptopa :D
UsuńTworzy się na naszych oczach nowe powiedzenie ludowe "dobrze jej jak śliwce w bigosie" :D
A będzie jeszcze trochę wielkiej wody? Będzie? Będzie? :D
Lepsze to niż włożyć stopę do wody i przytrzasnąć sobie klapą. Niekoniecznie klapą od laptopa..
UsuńŚwieckiej tradycji słowotwórczej nigdy za wiele!
Skoro tak ładnie i nie natrętnie prosisz- się pomyśli :P
No tak to lepsze dla klapy, ale z pewnością nie dla stopy...
UsuńZgadzam się i podpisuję wszystkimi kończynami!
Dyplomacja to moje trzecie imię ;-). Po desperacji. To ja se czekam :-)
Lepsza przytrzaśnięta klapą stopa, niż głowa. Oparami domestosa się można wtedy zatruć..
UsuńŁadnie Ci dali.
Przy okazji- imię zmieniłaś na nowe przed ślubem czy po?
To z laptopów też dobywają się opary domestosa? ;-)
UsuńPięknie dali.
Teraz, widzisz, doczytałam ...
Nie zmieniłam imienia na nowe ani przed ślubem, ani po. To nie jest wymóg, obowiązek religijny (fard), na szczęście, bo byłoby mi smutno i nieswojo. to teraz masz już odpowiedzi w dwóch miejscach - ze skrajności w skrajność :P
Dobywają, jak go umyć. Albo zabrać ze sobą w wiadome miejsce.
UsuńDziękuję za skrupulatność i rzeczowość.
Zawsze mogłabyś wybrać coś pasującego, np. Adifaah أضيفه ;) albo Afraa عفراء
No tak, to wszystko wyjaśnia :D
UsuńAleż baaardzo proszę! :-)
A Adifaah to żech się zaczerwieniła na pochlebstwo (jeśli znane Tobie znaczenie jest takie jak znane mnie :P), a to drugie to właśnie znaczyłoby, że czerwona, różowa. Nie rozumiem więc aluzji :-), ale w kontekście mojej reakcji na Adifaah - pasi idealnie :D.
A może Diplomasija دبلوماسية na przykład? :D
Nie czerwień się dziołcha, bo Adifaah żeś jest bez dwóch zdań. :)
UsuńIno to Afraa mnie zmyliło, bom myślał, że to jednak biały, a nie różowy. Chyba, że o kolor skóry chodzi, to dla Araba, biała cera wygląda jak różowa.
A jak się jeszcze zaczerwieni..
A na Diplomasiję to już by się biskup nie zgodził :D
Już się nie czerwienię, ale raka palę tera regularnego :-)
UsuńWiesz, że Ty prawie na 100% masz rację! Odcienie białej skóry też są różne, ja jestem akurat białą bielą - na gębie nakrapianą wprawdzie na brązowo - ale wiele widziałam białych kobiet o skórze trochę różowawej, albo z tendencją do rumieńca. I to naprawdę może o to chodzić :-). Jednak w języku mi znanym biały do... uważaj ... "bieda" i też by mi pasowało :D
Nie? Buuu! A na Sija-sija? Też nie? To było jedno z pierwszych słów, które załapałam, jakieś bez tych rrrrrr,dżżżżżżżżżżżżż, ghhhhhhh. A znaczy tyle co "polityka" :D
Palenie szkodzi zdrowiu, a skorupiaki też mają zakończenia nerwowe, żeby je żywcem gotować do czerwoności.
UsuńSkromność i ubóstwo to jeszcze nie grzech, a i na biało można się ubrać.
Nie wiem jak na Sija-sija, ale na Dhakirah ذكره by może poszedł ;)
Tak, o rany to nie wiedziałam! W kominku też? ;-)
UsuńNie no, nie żeby aż ubóstwo :-), ale bida, zresztą na biało ;-).
To może ja jednak nie będę szła do tej kurii ...
No ładnie zawędrowała to śliwka ;) Aż zazdrościmy wyprawy i widoków ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zazdrościcie konstruktywnie :)
UsuńWidoki pchały się same, na ceremonię po prostu nadjechaliśmy, potem ruch zamarł, to poszliśmy sprawdzić- dlaczego zamarł.
Ano dlatego, ze ktoś umarł.
Pierwszy raz w życiu nie psioczyłem na kondukt, który zablokował ruch uliczny :)