środa, 25 lutego 2015

Międzyblogowe spotkania. I nie tylko. Bali, dzień 1.

Rocznica ślubu też będzie. O poprzedniej pisaliśmy tutaj.
W tym roku poszliśmy po rozum do głowy i wyjazd w okolicach Chińskiego Nowego Roku zaplanowaliśmy dużo wcześniej.
Po co marznąć, skoro o kilka godzin lotu stąd, można spalić sobie skórę na nosie pierwszego dnia i mieć na twarzy blade obwódki wokół oczu i paski w poprzek skroni od noszenia okularów przeciwsłonecznych?
Polecieliśmy na Bali, do Indonezji. Wyjazd krótki, acz intensywny. Małżonka zaplanowała każdy dzień, co do minuty.  Plany fachowym okiem oceniła balijska autochtonka z polskim paszportem, czyli Ania z bloga wazji.pl (serdecznie pozdrawiamy Anię i Krzycha, zwariowanego psa Carliego i koty też).
Nieomal prosto z lotniska, z kierowcą poleconym nam przez Anię, my zresztą też możemy go już także polecić jako uczciwego i nie próbującego naciągać na wizyty w zaprzyjaźnionych lokalach czy sklepach człowieka, ruszyliśmy w objazd miejsc, które KONIECZNIE trzeba było zobaczyć..

Na dwóch kółkach byłoby czasem szybciej.
Ayam goreng, tutaj w wersji"spotyka kurczak walec drogowy"
Na pierwszy ogień poszło Denpasar, stolica wyspy. Niedziela, drogi mniej zatłoczone.
A w miejscowym, pięknym muzeum- lokalna atrakcja i kuriozum. Na dziedzińcach i w co bardziej fotogenicznych salach wystawowych- młode pary, w tradycyjnych, bogato zdobionych strojach.

  
"Najdroższa, coś Ci się z tyłu wlecze"
  
"Zdrętwiał mi tyłek, długo jeszcze?!"
  
"Tak długo, jak fotograf będzie ostrość ustawiał"
Młode pary, na sesjach.. przedślubnych. Indagowani przez nas o datę ślubu, wspominali, że może czerwiec, może lipiec. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że wynajmują fotografa przed ślubem, którego dokładnej daty sami jeszcze nie znają.
Fotografia z sesji będzie ozdobą ceremonii. Widać koncept panny młodej uciekającej od ołtarza jest tutaj obcy.
Z muzeum przedostaliśmy się do Pasar Burung, gdzie na swoich nabywców czekają upierzeni piosenkarze, wojownicy i zapewne przyszłe kurczaki z rożna. Ulica ptaków.

  
Jaki kraj, taka parada równości.
Wyżrrrę wszystko!

Spożywanie napojów z lodem na ulicy, śmierć w oczach pilota wycieczki. Na szczęście nie mieliśmy ani pilota, ani sraczki.

Wszędzie towarzyszył nam Agung, czyli nasz kierowca i po trosze przewodnik, a na pewno chodząca encyklopedia balijskich zwyczajów i ceremonii. Zainteresowanym możemy podać jego numer telefonu lub kontakt na FB, upoważnił nas do dzielenia się jego danymi w celach turystyczno-biznesowych. Turyści to my, biznes to Agung.

Gwoździem programu pierwszego dnia był pokaz tańca, w dramatycznej scenerii amfiteatru na klifach w Uluwatu.
Balijskie tańce są tak piękne, jak różne. W pałacu w Ubud codziennie jest inny. Ale jeżeli mielibyście zobaczyć tylko jeden, z czystym sumieniem możemy polecić taniec Kecak w Uluwatu.
Opowiedziana tańcem historia z Ramayany, jest i piękna kobieta, porwanie, próby samobójcze i szczęśliwe zakończenie. Historia, jakich w Hollywood mnóstwo.
Ta urzeka oprawą muzyczną. Nie ma tu żadnych instrumentów, podkład i dramaturgię buduje pięćdziesiąt męskich głosów, właściciele których to wyznaczają też granice scen.

  
Chórzyści.
  
"Gdzie on jest?! Gadaj! Natychmiast!"
O zachodzie słońca puścili nas do domu.
Po przedstawieniu, pogryzieni nieco przez komary, udaliśmy się do Canggu, do tymczasowego domu.
I tak zakończył się nasz na Bali dzień pierwszy.

PRZYPOMNIENIE-  PO KLIKNIĘCIU NA FOTOGRAFIĘ, POJAWI SIĘ ONA(TA FOTOGRAFIA) W DUŻYM ROZMIARZE.

14 komentarzy:

  1. Przede wszystkim graatuluję serdecznie kolejnej rocznicy! :-)

    A potem: Co za egzotyka! I mówię to ja - królowa biura z pozycji jordańskiej kwatery głównej :D
    Wszystko wspaniałe, ale najbardziej podobają mi się podpisy pod zdjęciami :D Szczególnie prawie par młodych. Padłam! :D
    A teraz czekam (to se czekaj - pomyśli Świat) na kolejny dzień i duuuuuużą błękitną wooodę, bo uwielbiam :). I uznam, że wakacje tej zimo-wiosny zaliczyłam :D.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako że miszczynią suspensu w czekaniu na kolejne odcinki sagi o jordańskiej miłości jesteś Ty, se poczekasz, ale tylko troszkę :)

      A rocznica była czwarta, choć cieszymy się sobą nawzajem dłużej :)

      Co do podpisów pod zdjęciami, to kolega mój serdeczny, nie będąc kiedyś pewnym, czy ten blog to mój/nasz, po języku i komentarzach pod zdjęciami się zorientował, bo ponoć w mowie mówionej mówię tak samo ;)

      Usuń
    2. No to se poczekam. :D

      No to pięknie :-). My się sobą cieszymy (ale czy na pewno? ;-)) 14 lat. I sama nie mogę uwierzyć w to co piszę!

      Coś Ci zdradzę Świecie - ja też, w mowie mówionej też tak właśnie mówię :D

      Usuń
    3. Na pewno, inaczej byś tak nie mówiła, z optymizmem patrząc na front z kwatery głównej.

      Usuń
    4. Po prostu w piśmie muszę miarkować i dawkować ;-).

      Usuń
    5. To widać, czasem aż czekam, aż Ci się coś uleje, rąbek tajemnicy uchyli, a tu nic, miarka i dawka, duet w dziąsło szturchany! :D

      Usuń
    6. Kiedyś wydać zatem muszę "mama Ammara dla dorosłych" :P, tymczasem odbiorcę mam (między innymi takiego), że miarkować muszę :)

      Usuń
    7. Wydaj, choćby pod pseudonimem, entuzjaści twojej Szeherezady i tak Cię rozpoznają.

      Usuń
  2. wodą ... z dużą błękitną wodą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No koniec świata (i nie Świata ;-))! Jednak wodę, wodę dużą błękitną! A nie wodą.
      Grr tak to jest jak się pisze nie patrząc co się pisze :D, a potem poprawia, nie patrząc co się poprawia :P

      Usuń
    2. Z kaszą manną Ci lepiej poszło, fakt :P

      Usuń
  3. Dziękujemy! Zwariowany pies Carli również!
    Zabrałam dzisiaj szaleńca do weterynarza, ale wychodzi, że jestem przewrażliwiona, bo podobno mu nic nie dolega;)
    Fajnie czytać podglądać wpisy o Bali, więc czekam na kolejne.
    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będziemy po tygodniowym pobycie zgrywać się na balijskich ekspertów :)
      Ale nie omieszkamy podzielić się spostrzeżeniami.

      Już tego wieczoru, kiedy byliśmy u Was z wizytą, Carli nie wyglądał na psa po przejściach.
      Sprawiał raczej wrażenie, że ktoś mu codziennie dosypuje białego proszku do miski i nie jest to soda oczyszczona ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...