Dziś będzie o koreańskim kościele katolickim, ponieważ
tegoroczne Święta Wielkanocne spędziłam nie jak roku ubiegłego w Świątyni
Buddyjskiej (z czystej ciekawości, a nie z zamiłowania do Buddyzmu) LINK tak w
tym roku zaszczytnie usiadłam w pierwszej ławie pomiędzy żoną pastora, a moją koleżanką,
dyrygentką chóru kościelnego.
Oczywiście, będąc sobą, przed całym
zajściem, zrobiłam mały research na temat chrześcijaństwa w Korei żeby nie wyjść na kompletną ignorantkę.
Intrygowało mnie jakim sposobem w przeciągu 300 lat Kościół
Katolicki stal się potęgą w Korei otoczonej Konfucjańskimi Chinami i Japonią.
Natrafiłam przypadkiem na doskonale opisujący stan
obecny cytat Toma Price’a dotyczący potrzeb ludzkich;
Ludzka cywilizacja
może być ujęta w następujących słowach: "Chcę, żeby ktoś mnie przytulił.
Zostaw mnie".
Nie będąc w stanie rozwikłać tego paradoksu, a także nie mając w międzyczasie nic lepszego do roboty, budujemy kościoły i ciężko pijemy. Oj Soju się leje strumieniami, fakt.
Nie będąc w stanie rozwikłać tego paradoksu, a także nie mając w międzyczasie nic lepszego do roboty, budujemy kościoły i ciężko pijemy. Oj Soju się leje strumieniami, fakt.
Zastanawiał mnie także fakt, w jaki sposób, państwo, którego
system duchowy, intelektualny tak doskonale sprawdzał się nie tylko w rządzeniu
krajem ale pozwalał także na jego nieustanny rozwój mógł pozwolić na działalność
misyjną, która w rezultacie doprowadziła do rozprzestrzenienia nowej religii?
Po bliższym przyjrzeniu się problemowi okazało się, że to wcale nie
misjonarze, a zbuntowana młodzież z możnych rodów mimochodem doprowadziła
do otwarcia furtki i rozlania się Chrześcijaństwa po tym małym cypelku na krańcu
Azji.
Dzisiejsza młodzież słucha K-Pop i zainfekowana przez Hit Equation nie jest w stanie podjąć jakiegokolwiek
krytycznego myślenia i jak te barany całymi stadami idą na rzeź intelektualną
do Samsunga i innych korporacji (ale o tym innym razem).
A w 18 wieku wykształcona młodzież z zamożnych rodów doszła
do wniosku, że chrzani Konfucjanizm, bo nie będzie spędzać życia na teoretycznych
rozważaniach zależności oraz balansu pomiędzy Qi a Li (forma i materia świata)
i żyć w ściśle zhierarchizowanym społeczeństwie.
Zaczęli sięgać po zachodnie
publikacje, które przetłumaczone zostały na chiński, będący w tym okresie
oficjalnym językiem intelektualistów oraz możnych nie tylko w samych Chinach,
ale także w całym regionie (podobnie jak język francuski w Europie).
Pytanie tylko, kto przetłumaczył te książki na chiński- otóż zrobili to katoliccy misjonarze pracujący w Chinach, toteż w tłumaczeniach
znalazły się pozytywne nawiązania do samej wiary katolickiej, co w rezultacie spowodowało
sięganie młodych intelektualistów po teksty katolickie/ kościelne i w ten sposób
zaczęli oni nawracać się sami.
W ten sposób, pod koniec lat 90-tych XVIII-go wieku w Korei żyło
kilka tysięcy katolików, którzy nigdy nie widzieli misjonarza.
Pierwszym ochrzczonym
był Yi Seung-hun, który, znalazł
się z korpusem dyplomatycznym w Chinach w 1784 roku. Spotkał tam jezuickiego
misjonarza i doszło do chrztu.
Tak to katolicyzm trafił do Korei przez
Chiny.
Później nastąpił okres represji,
pojawili się męczennicy, czyli ogólnie mówiąc znana historii formuła. Wolność
religijna została przyznana katolikom koreańskim w latach 80-tych XIX-go wieku, sto lat po
pojawieniu się pierwszych wyznawców.
Kolejnym ciekawym okresem były lata 60-te XX-go wieku.
Po wojnie koreańskiej kraj zaczął się zmieniać. Panowała dyktatura (ta
„dobra dyktatura”, popierana przez Amerykanów).
Kardynał Seulu pod koniec lat
60-tych przyjął rolę lidera pro-demokratycznego ruchu. Kościół katolicki zaczął
walczyć o wolność wyrażania opinii. Wściekła KCIA (obecnie NIS), czyli koreańska
policja polityczna, takie NKWD = CIA (Tak, tak, działa i ma się dobrze. Pałowała
na przykład pokojowych demonstrantów po tragedii promu w zeszłym roku LINK) zaaresztowała
kardynała. Rząd musiał go jednak zwolnic
z więzienia, naciskany nie tylko własną opinią publiczną (kardynał był uznawanym
autorytetem intelektualnym nie tylko wśród katolików, ale także buddystów) do
tego doszły także naciski katolików z zagranicy, w szczególności USA, skąd płynęły do Korei pieniądze.
Dziś kościół cieszy się wolnością, a
jego członkowie należą klasy średniej / wyższej średniej zakładając często
dobrze prosperujące firmy. O jednej z nich będzie w najbliższą sobotę w poście Chwalcie Boga i jego kanapki.
A teraz o Świętach Wielkanocnych.
Msza w obrządku prezbiteriańskim,
czyli niewiele różniąca się od naszej. Za to po mszy cały kościół udał się na
wielkanocne śniadanie do stołówki znajdującej się na półpiętrze kościoła. Koreańskie
kościoły katolickie to bardzo ciekawe budynki łączące funkcje kościoła, stołówki,
świetlicy i wiejskiego ośrodka kultury.
Ponieważ zdjęcia warte są 1000 słów
zapraszam na wirtualny spacer po Wonju Jungang Presbyterian Church. Część zdjęć
moich, część dostałam od pastora z błogosławieństwem na wykorzystanie ;)
Przygotowania do śniadania wielkanocnego
zaczęły się kilka dni wcześniej. W końcu wykarmić kilka setek ludzi nie tak
prosto!
Ceremonia wyreżyserowana perfekcyjnie.
Śpiewy chóralne przy akompaniamencie zespołu, śpiewy wiernych przy
akompaniamencie pianina, a capella małego chórku męskiego itd. I nic się nikomu
nie pomyliło!
Chrzest dorosłych podczas mszy wielkanocnej |
W parafii w ciągu całego roku
organizowane są różne eventy. Jednym z nich jest parafialne robienie kimchi.
Nasza relacja z robienia kimchi 2014 dostępna tu LINK
W kościele (zazwyczaj na parterze)
znajduje się świetlica dla dzieci otwarta nie tylko w niedziele (w kościele dzieciaków
raczej na mszy nie ma), organizowane są tu różne zajęcia dla najmłodszych w
tygodniu.
Pozdrawiam po-świątecznie!
Z prezbiterianami i metodystami jestem za pan brat, od czasu lektury "Ani z Zielonego Wzgórza" i innych książek Lucy Montgomery. Obyczajowo bardzo mi się te kościoły podobają. I widać, że dobrze zostały pomyślane w Korei. Czy wśród katolików też Pani gościła.?
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące impresje.
Dziękuję
Jaruta - Pyra
Dom stworzony przez Lucy Montgomery jest natchnieniem towarzyszącym mi w poszukiwaniu naszego domu (jestem właśnie w trakcie, więc proszę trzymać kciuki).
UsuńOdpowiadając na pytanie dotyczące katolików - tak, oczywiście, gościłam w kościołach (zaglądam do katedry w Seulu za każdym razem, kiedy tylko jestem w pobliżu), nawet pomagałam organizować służbowy wyjazd do Korei dziennikarzom z Gościa Niedzielnego tuż przed wizytą Franciszka.
Obiecuję solennie opisać katolicką Koreę za kilka tygodni, jeśli jest Pani ciekawa.
Mamy tu miejsca martyrologii chrześcijan, miejsca Kultu Maryjnego oraz księży katolickich, którzy wpłynęli wymiernie na życie mieszkańców kraju spokojnego poranka. Najlepszym przykładem jest Fr. Patrick James McGlinchey mieszkający na Jeju, przyjemność tym większa, iż jest on Irlandczykiem.
Pozdrawiam serdecznie.
Jak zwykle - notka dobrze przygotowana, udokumentowana, napisana. Toż to sama przyjemność.Oficjalnie zaczynam wpadać w kompleksy, że sama zbyt często idę na żywioł...
OdpowiedzUsuńProszę nie wpadać w kompleksy.
UsuńProszę nie czytać!
Żywioł jest fascynujący, osobisty i pachnie podróżą, proszę nie zmieniać nic w swoim warsztacie.
Pozdrawiam wiosennie z obsypanej kwitnącymi drzewami wiśniowymi Korei.
Czy udało Ci się porozmawiać o ich podejściu do tzw. prawd wiary, życia, jak się przekłada chrześcijaństwo na ich życie?
OdpowiedzUsuńMoja była chińska pani dyrektor była narodzoną chrześcijanką. Jej wiara była taka: Panie Jezu, ja w Ciebie wierzę, daj mi nową torebkę i dużo pieniędzy. Amen.
Parę razy odnosiłem wrażenie, że ponieważ Korea wpadła między dwie dość ekspansywne cywilizacje, to starali się znaleźć własną, trzecią drogę, żeby zbudować tożsamość, która nie będzie ani chińska, ani japońska. Ponieważ chrześcijaństwo ogólnie nie chwyciło w żadnym z tych krajów, to może nieco pomogło jego rozwojowi w Korei. Albo sobie źle wymyśliłem.
Masz sporo racji. Chrześcijaństwo w Korei z pewnością różni się od japońskiego (jeśli chodzi o Chiny, nie będę się wypowiadała, ponieważ zupełnie nie znam sytuacji).
OdpowiedzUsuńPo wojnie koreańskiej misjonarze z USA bardzo prężnie działali na południu kraju i zaskarbili sobie w tamtym okresie serca mieszkańców.
Pierwsze adopcje sierot organizowane były właśnie przez osoby związane z działalnością misyjną i Koreańczycy o tym pamiętają.
Spora część osób, które związane są z kościołami chrześcijańskimi a które ja osobiście znam, to osoby dla których wiara ma znaczenie, choć nie twierdzę, że jest tak, w przypadku wszystkich wiernych.
To osoby, które żyją w myśl dekalogu a to w konsekwencji ma wpływ na pozostałą część społeczeństwa.
Ja spokojnie mogę zostawić zakupy pod drzwiami i nikt ich nie dotknie. Kiedy zostawię torebkę, laptopa itp na stoliku w kawiarni, po moim powrocie wszystko jest. Listonosz zostawia paczki przy drzwiach sklepiku osiedlowego, które spokojnie sobie czekają na prawowitego właściciela i nikt inny ich nie rusza.
Zaznaczam, ze moja opinia jest oparta o doświadczenia osobiste. Być możne, w innych częściach kraju sytuacja wygląda inaczej.
To chyba dzięki życiu w Polsce mamy takie poczucie, że wszędzie jest względnie bezpiecznie i nie kradną. Ba, podczas derbów Krakowa to niektóre miejsca ogarnięte konfliktami zbrojnymi wydają się spokojne. Chociaż nie dziwi mnie to, Korea z zadym i problemów nie słynie (przynajmniej nie ta jej część).
OdpowiedzUsuńChyba tak to działa, że ponieważ dla nich jest kilka opcji światopoglądowych podobnie mocnych, to muszą się trochę zastanowić zanim coś wybiorą. A jak już wybiorą, to traktują to poważniej niż w miejscach gdzie z definicji dostajesz religię.