Większośći światowej populacji Seoul kojarzy się z nowoczesnością,
szybkim postępem technicznym, niemal sterylną przestrzenią (zdjęcia DDP), K-popem i operacjami plastycznymi (Koreański skalpel - polecam).
Pozostały w Seulu na szczęście miejsca, które przypominają,
że kiedyś było inaczej i nie mowa tu wcale o zamierzchłej przeszłości, którą
możemy wspominać chodząc pomiędzy zabudowaniami
Pałacu Changdeokgung czy Gyeongbokgung. Mowa o historii współczesnej, o
półwieczu po zakończeniu Wojny Koreańskiej.
Takim miejscem w Seulu jest
Mullae. Miejsce absolutnie fascynujące. Ewoluujące na naszych
oczach. To rodzące się Seulskie Soho,
miejsce położone w zachodniej części miasta, w Youngdeungpo-gu.
Tu czuje się energię tworzenia, szał artystów, zmagania z muzami i triumf dzieła.
Tu czuje się energię tworzenia, szał artystów, zmagania z muzami i triumf dzieła.
Tworzą tu tak ciekawe postacie jak Jung ju No (możecie przeczytać o jego pracy pod tym linkiem, niestety, tylko po koreańsku), twórca projektu LEGO. Kolorowe klocki ożywiają szarość
muru tworząc na ulicy przestrzeń rodem z dziecięcych lat i zabaw z klockami na
dywanie.
Chodząc po uliczkach Mullae, porównanie do Studia 52
(wczesnego etapu działalności), Warhol-a i Nowojorskiego ruchu Pop kultury z
lat 50-tych nasuwa się sama.
W latach 70-tych w całej okolicy znajdowały się małe zakłady rzemieślnicze oraz fabryki produkujące przedmioty z żelaza i stali. W latach 90-tych większe fabryki przeniosły się na obrzeża miasta, a część mniejszych została zwyczajnie porzucona podczas kryzysu lat 90-tych.
Potencjał w miejscu zobaczyli artyści, którzy zaczęli
tworzyć na terenie Mullae we wczesnych latach 2000. Głównym powodem
przenoszenia się artystów z okolic Hongdae i Itaewon był prozaiczny, a
mianowicie; chodziło o ceny czynszu, które we wspomnianych dzielnicach zaczęły
przypominać ceny rodem z Piątej Alei w NY i to z widokiem na Central Park.
Zaczęły powstawać pierwsze murale, na małych scenach gościły
zespoły rockowe, punkowe i metalowe. Ta scena muzyczna dalej istnieje,
niestety, jako scena podziemna w opozycji do wszechobecnego K-popu. Na
szczęście, organizowane są w Seulu przeglądy muzyczne, min. Roadfest vl .4 i vl.
5. Które pozwalają przyjrzeć się i posłuchać, co się w temacie rock, metal czy
indie w Korei dzieje. Zainteresowanych
cięższym brzmieniem polecam zajrzeć w Roadfest-owe linki TU i TU.
Mullae to miejsce, w którym sztuka koegzystuje obok mistrzów tworzących blachy faliste, ocynkowane rury i żeliwne odlewy.
Za dnia dzielnica żyje życiem warsztatów rzemieślniczych, a
wieczorami życie przenosi się do małych galeryjek i atelier gdzie rozmowy
dotyczą nie tego, jaki celebryta K-pop wymyślił (czytaj jego choreograf ułożył)
nowy układ taneczny, a tego, jak znaleźć sponsora na wystawę pięknych zdjęć autorstwa na przykład 케이채 (K.
Chae), czy też tego, jak zbudować Utopię, nad organizacją, której usilnie pracuje
Dario Lanfranconi,
który, przy okazji projektu Utopii pracuje także nad filmem dokumentalnym o Mullae.
W dzielnicy można znaleźć małe kawiarenki i bistro, nie są
one jednak wyeksponowane, trzeba sprawdzić nie jeden zaułek, żeby natrafić na
miejsce, w którym można napić się kawy. Mullae nie jest nastawione na turystę,
kawiarenki, galerie i atelier, nie mają dużych neonów zachęcających do wejścia.
Ale właśnie to powoduje, że Mullae jest tak szczególne i warte odwiedzenia.
Chlubny wyjątek informujący o atelier Kim Sung Hun-a |
Miejscem, które łączy funkcję kawiarni, galerii i malej czytelni
jest galeria BITTARAE (www.bittarae.com) mieszcząca się przy 서울특별시 영등포구 문래동 3가 54-16, która
otworzyła swoje podwoje w 2012 roku. Miejsce prowadzone jest przez K. Chae i
Kwangchan Song, dwóch fotografów, którzy zakochawszy się w dzielnicy postanowili
stworzyć jedyną w okolicy galerię fotograficzną. To otwarta przestrzeń, w
której miejsce znajdą dla siebie nie tylko fotografowie, ale także muzycy (w
galerii organizowane są okazjonalnie kameralne koncerty i recitale) czy
wreszcie artyści sceniczni.
Kilka przecznic dalej znajduje się galeria Jungdabang (www.jungdabang.com) mieszcząca się w starej herbaciarni, służącej w dawnych czasach
jednocześnie jako dom schadzek.
Tutaj kilka miesięcy temu natrafiłam na wspólną wystawę
trzech artystów: Josepha Sivilli (USA), Kimberly Worm Kim (Korea) oraz Hui-Ying Tsai (Chiny).
Przyjemność tym większa, że Josepha znam osobiście
i bardzo cenię jego nowatorskie podejście do ceramiki. Joseph Howell Sivilli to
artysta ceramik tworzący w Oslo gdzie ukończył Akademię Sztuk Pięknych National Academy of Arts. Rok
2014 upłynął Joseph-owi pod znakiem programów Artist-in-Residency w Japonii oraz Korei. Po odbyciu programu w
Korei, Joseph pokazał owoce swojej kilkumiesięcznej pracy w Mullae.
W dniu otwarcia galerii udało mi się odciągnąć go na kilka
chwil od rozchwytujących go oglądających i zadać kilka pytań.
Najbardziej interesowała mnie opinia Josepha dotycząca różnicy pomiędzy podejściem artystów do pracy, oraz odbiorem przez publiczność produktu finalnego/ dzieła pomiędzy Europą, szczególnie krajami skandynawskimi, a Koreą i Japonią gdzie Joseph spędził ostatnie kilka miesięcy tworząc z lokalnymi artystami. Oto co mi powiedział:
Najbardziej interesowała mnie opinia Josepha dotycząca różnicy pomiędzy podejściem artystów do pracy, oraz odbiorem przez publiczność produktu finalnego/ dzieła pomiędzy Europą, szczególnie krajami skandynawskimi, a Koreą i Japonią gdzie Joseph spędził ostatnie kilka miesięcy tworząc z lokalnymi artystami. Oto co mi powiedział:
Have you noticed any differences in the way Koreans and
Japanese artists look at art and the proces of creation?
Joseph: What stood out to me is the focus on quality, hard
work and technical skills. In Europe, there is a lot of abstraction in art that
is often done at the expense of beauty. In a away the point of it (art) is not
to be beautiful (but) to be anty-esthetic. That’s quite popular in Scandinavia for
example, but that’s not the case in here (Korea/Japan).
Especialy as a ceramic artist if you are creating beautiful
objects with that purpose, you are just not taken seriously in Europe. In Europe
they (people) like to create a barrier between fine art and craft, and you can
not be anything in between. Wheras here artists have more freedom.
That took me a little bit by surprise. I’d say Japanese and Korean ceramic artists are miles ahead, at least from the technical aspect, of course; from comceptual side it’s more subjecive. It was a true pleasure and privilage working with them.
That took me a little bit by surprise. I’d say Japanese and Korean ceramic artists are miles ahead, at least from the technical aspect, of course; from comceptual side it’s more subjecive. It was a true pleasure and privilage working with them.
Joseph: Różnica, jaką
zauważyłem niemal natychmiast to skupienie się na tworzeniu przedmiotów
pięknych, ciężka praca oraz doskonała technika.
W Europie istnieje trend anty-estetyki, tworzenia przedmiotów brzydkich. Widoczny jest on szczególnie w trendach skandynawskich.
W Europie istnieje trend anty-estetyki, tworzenia przedmiotów brzydkich. Widoczny jest on szczególnie w trendach skandynawskich.
W Europie,
szczególnie, jeśli chcesz tworzyć rzeczy piękne, nie jesteś brany serio.
Na starym kontynencie ludzie tworzą barierę pomiędzy dziełem a rzemiosłem, tam nie można być pomiędzy, trzeba się zdefiniować, jako artysta.
W Korei i Japonii ceramicy mają dużo więcej swobody tworzenia i to mnie trochę zaskoczyło, w pozytywny sposób.
Japońscy i koreańscy ceramicy są dużo lepsi niż europejscy, szczególnie pod kątem technicznym, można się spierać, co do koncepcji, w jakiej tworzą, ale to już kwestia indywidualnego gustu.
To była przyjemność i zaszczyt móc z nimi tworzyć.
Na starym kontynencie ludzie tworzą barierę pomiędzy dziełem a rzemiosłem, tam nie można być pomiędzy, trzeba się zdefiniować, jako artysta.
W Korei i Japonii ceramicy mają dużo więcej swobody tworzenia i to mnie trochę zaskoczyło, w pozytywny sposób.
Japońscy i koreańscy ceramicy są dużo lepsi niż europejscy, szczególnie pod kątem technicznym, można się spierać, co do koncepcji, w jakiej tworzą, ale to już kwestia indywidualnego gustu.
To była przyjemność i zaszczyt móc z nimi tworzyć.
Mullae to miejsce, które warto odwiedzić. Nieskażone jeszcze
koreańską komercją wydaje się być ostatnim bastionem prawdziwej potrzeby
tworzenia, trochę brudnej i obdrapanej, ale nie plastikowej, dostosowanej do
światowych trendów lalek Barbie podrygujących w rytm „muzyki” z gatunku umcy,
umcy.
Odwiedźcie Mullae i zajrzyjcie w jego zakamarki. Nie będzie
to czas stracony!
Dojazd:
Metro, Linia 2 , Stacja Mullae, Wyjście 3.
Dojazd:
Metro, Linia 2 , Stacja Mullae, Wyjście 3.
Jestem oczarowana. WOW! Uwielbiam takie klimaty, a po przeczytaniu tego wpisu czuję się jak po wspólnie odbytym spacerze i to z osobą, która wie co gada. :) jeszcze raz WOW! Wielkie dzięki. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy "wie" co gada ;) ale Mullae uwielbia!
UsuńCiesze się ze wspólnego spaceru ;)
Super to wygląda! Tu mi niestety taka dzielnica nie grozi. Wygląda na to, że w Seulu zawsze jest coś ciekawego do odkrycia i że warto łazić bez większego celu, bo są duże szanse na znalezienie czegoś ładnego. A już zespoły niezależne, graffiti - tu absolutnie nie ma opcji. Jedna rzecz: z tego co widzę, to Hui Ying Tsai jest z Tajwanu/USA, nie z Chin, nawet strona otwiera się tu tylko częściowo (bez obrazków). Chiny mają naprawdę niewiele sukcesów w kwestii artystów, jakoś Hong Kong i Tajwan nieco więcej, na pewno zależy to jedynie od pogody, a nie tego cudownego systemu kształcenia i politycznego.
OdpowiedzUsuńA, no i literówki są małe: mileas, bariers, a away.
Na otwarciu powiedziano mi, że z Chin, a ja przyjęłam to za pewnik!
UsuńStraszny wstyd!
Byłam tak zaaferowana Josephem i jego pracami, że, przyznam nie skupiłam się na reszcie towarzystwa no i mam za swoje.
Dzięki Juriusz!
Przydaje sie wnikliwy belfer wsrod Czytelnikow :) Dzieki!
OdpowiedzUsuń