czwartek, 16 lipca 2015

Do Korei przyjechał Matejko



Wczesne popołudnie, weekend; 

Skład grupy: Polka sztuk 1, Amerykanie sztuk 2, Koreanka sztuk 1, Egipcjanin sztuk 1, Pakistańczycy sztuk 2; wszyscy po, tuż przed lub w trakcie doktoratów lub habilitacji, wykształceni i wychowani w diametralnie różnych kręgach kulturowych; 

Miejsce: National Museum of Korea, wystawa Polish Art: An Enduring Spirit.

Wystawa sztuki polskiej zaprojektowana przez Panią Profesor Marie Poprzędzką jest doskonale przemyślana, świetnie ukazuje historię Polski poprzez wizualny, czytelny dla wszystkich przekaz. 

Wystawa do Seulu przyleciała po gościnnym występie w Pekinie, ale w Seulu została rozszerzona o dodatkowy pokój wystawienniczy poświęcony Kopernikowi oraz Fryderykowi Chopin. 
Ułożona jest chronologicznie, co ułatwia zrozumienie polskiej historii.

Wchodzimy do pierwszego pokoju – średniowiecze; sztuka sakralna.

Koreanka, katoliczka zachwycona! Największą uwagę skupiła o dziwo nie na pięknych rzeźbach a na grubo wyszywanej szacie liturgicznej.
Amerykanie skupiają się na tryptyku, choć rozmawiają nie o walorach estetycznych a o wieku dzieła, które  pochodzi z ok 1500 roku. Trudno się w zasadzie dziwić, najstarsze budynki w US pochodzą przecież z terenów, które zostały przyłączone do kraju w 1898 roku.  
Zaskoczyła mnie troszkę reakcja znajomych z Pakistanu i Egiptu, myślałam, że będą się czuli lekko niekomfortowo w otoczeniu sztuki sakralnej, a tu nic bardziej mylnego. Stwierdzili tylko, że wieki średnie to w Europie ciemnogród a w krajach arabskich rozwój medycyny, matematyki i pozostałych dyscyplin, więc spokojnie mogą pooglądać Madonny na obrazach.


Kolejna sala, do której weszliśmy to czasy Sarmackie.
Piękne malowidła bogato ubranych możnych, kontusze, gronostaje, rogi oprawione w złoto a pomiędzy tym portrety trumienne. Tu także wystawione zostały przyrządy Kopernika, dzięki którym zatrzymał słońce i ruszył ziemie.
Amerykanie skupili się na ogromnych obrazach i bogatych strojach, przyjaciele krajów arabskich skupili swoja uwagę na Koperniku oraz portretach trumiennych. Dobrych kilka minut spędziliśmy oglądając je w detalach oraz rozmawiając o szczególnym kształcie tych malowideł, przypominającym przekrój trumny.


Tuż za obrazami trumiennymi zatrzymaliśmy się przy zbrojach polskiej husarii i zaczęła się dyskusja o hodowli polskich arabów oraz o trenowaniu koni do walki podczas wojen. Zarówno ówczesne polskie jak i arabskie siły zbrojne trenowały konie w taki sposób, aby te gryzły i kopały przeciwnika.  Panowie wydawali się zachwyceni tym specyficznym polsko-arabskim związkiem.

Po zakończonej dyspucie dotyczącej koni wzięliśmy głęboki oddech, ponieważ w kolejnej sali było to, po co tu przyszliśmy; Matejko i jego "Stefan Batory pod Pskowem".
Szybko naświetliłam styl Matejki i przeszliśmy dalej. 


Przed wejściem do sali wyświetlana była krótka, kilkuminutowa projekcja o historii Polski. 
Po obejrzeniu, wszyscy spojrzeli na mnie, ze zdziwieniem i gremialnie oznajmili, że nie mieli pojęcia, jaką potęgą w Europie była Polska przed rozbiorami. Uświadomiło mi to, że, niestety, tak wiele musimy jeszcze zrobić, aby wypromować się, jako silny naród o bogatej historii, sztuce i obyczajach.

Koreańczycy wpatrzeni w Matejkę
Po utyskiwaniu na braki w rzetelnej edukacji, która zresztą jest zupełnie niezawiniona przez moich przyjaciół a raczej system edukacji oraz brak promocji Polski na świecie przeszliśmy do Sali Matejki zatrzymując się na sekundę przy portrecie Napoleona na koniu, przy którym Egipcjanin wykrzyknął „znam go” i nawet zreferował luźno związki pomiędzy Polska, Napoleonem a Egiptem.

Później był już tylko Matejko…

Przed obrazem „Stefan Batory pod Pskowem” ustawione były ławeczki, można było usiąść i w spokoju, przy dźwiękach muzyki Chopina dopływającej z głośników rozkoszować się dziełem.  Na przycupnięcie na ławeczce trzeba było jednak poczekać, ponieważ kłębiły się w okolicy masy Koreańczyków, co mnie niewymownie cieszyło.

Czekając na zwolnienie się miejsca skupiliśmy się na pozostałych dziełach mistrza. Koleżance, Koreance najbardziej podobały się sceny bitewne a chłopcy ze środkowego wschodu oniemieli przy obrazie Zygmunta Augusta i umierającej Radziwiłłówny. A ja myślałam, że reakcja będzie z goła odwrotna. Amerykanie obeszli sale dwukrotnie i stwierdzili, że kolory na obrazach są powalające i że aż trudno uwierzyć w to, że są to oryginały.  
Później siedzieliśmy przez chwilkę na ławeczce rozmawiając o symbolach na obrazie Bitwy pod Pskowem.   
  
Kolejna sala to dzieła między innymi Wyczółkowskiego z genialną sceną przy fortepianie, która dla mnie osobiście jest kwintesencją polskości z biało-czerwonym bukietem kwiatów w tle; Chełmoński z Czwórką koni, przy którym ożywiła się dyskusja na temat corocznej licytacji arabów w Janowie Podlaskim oraz malutki obraz Apoloniusza Kędzierskiego „Głowa młodej łowiczanki”, który stal się "twarzą" wystawy. 

Zachwyt wzbudziły tu obrazy Warszawy, a kiedy poinformowałam, że to właśnie na podstawie tego typu obrazów odbudowano warszawską starówkę po wojnie, jeden z moich przyjaciół, który przy okazji przyszłorocznej konferencji w Genewie planuje Tour De Europe zadeklarował, że w takim razie koniecznie dopisze Warszawę na listę!  1:0 dla polskiej wystawy ;)


To przy tych obrazach rozgorzała dysputa o Arabach z Janowa.
Chwilę odpoczynku od malarstwa dała kolejna sala poświęcona Fryderykowi Chopin; tu wszyscy wpatrywaliśmy się w alabastrową rękę mistrza.

Tuż za Fryderykiem podziwialiśmy Mehoffera, gdzie wszyscy Panowie gremialnie stwierdzili, że Polki wyglądały w ogromnych kapeluszach jak Paryżanki. 
Następnie, przeszliśmy do sali z latami 20-tymi gdzie przywitała nas Zofia Stryjeńska. Przyznam podziwiam Panią Stryjeńską za dokonania, choć nie jestem fanką jej malarstwa. Nie wolno zapominać jednak, że dzieląc lata 20-te z Tamarą Łępicką to właśnie Pani Stryjeńska przetrwała w świadomości mas, być może, dzięki projektom kartek pocztowych? Taki polski Warhol ;)

Wystawę kończył pokaz plakatów, tu Amerykanie wygłosili zdecydowany zachwyt a cala reszta rozmawiała o … Matejce.


Reklama wystawy w jednym z Coffee Shop na seulskiej stacji metra
Tuz przed wejsciem ;)

Droga do muzeum ;)

Wyszliśmy oniemiali a ja sprezentowałam każdemu na pamiątkę kartkę z Bitwą pod Pskowem zakupioną w sklepiku muzealnym.

I tym sposobem kolejny seulski weekend za nami.   


   



środa, 24 czerwca 2015

Jongmyo Shrine

Ku pamięci przodków.

Royal Ancestrial Memorial Rite to barwne obchody upamiętniające królów dynastii Joseon, która panowała niepodzielnie przez pięć wieków. 
Ceremonia odbywa się cyklicznie, co roku w pierwszą majową niedzielę. Nie opiszę szczegółowo poszczególnych części ceremonii, ponieważ nie sądzę, żeby ktokolwiek czuł potrzebę czytania tłumaczenia Wikipedii, ale uważam, ze jest ona  świetnym punktem na mapie turystycznej Seulu, jeśli ktoś odwiedzi nas z początkiem maja, oczywiscie roku przyszłego.

Ceremonia składa się z trzech części, ta ostatnia odbywa się właśnie na terenie Jongmyo Shrine 종묘 i oprawiona jest barwnymi rytuałami, śpiewem oraz tradycyjną muzyką.
Zarówno muzyka jak i śpiewane hymny mają wysławiać osiągnięcia zmarłych władców.

W Jongmyo znajdują się nagrobne tablice  władców dynastii Joseon, dlatego jest to miejsce ważne dla Koreańczyków nie tylko pod względem historycznym, ale także ze względu na dumę narodową (taki koreański Wawel ;). 
 



Świątynia wybudowana została przez króla Taejo, który był założycielem dynastii Joseon, a także osobą odpowiedzialną za przeniesienie stolicy z Gaeseong do Seulu, zwanego w tamtych czasach Hanyang.




Jak większość znajdujących się u szczytu władzy Taejo chciał mieć wszystkich i wszystko pod ręką, toteż zadecydował o budowie kompleksu świątynnego tuz obok swojej głównej siedziby Gyeongbokgung (zdjęcia z czterech por roku w Gyeongbokgung dostępne TU ;). 
Tak doszło do budowy Jongmyo, w którym uroczystości ku czci przodków odbywają się (z niewielkimi jak na pięć wieków przerwami podczas turbulencji historycznych) do dnia dzisiejszego w niezmienionej formie.     





Dla obcokrajowca to jedynie kolorowe przedstawienie wypełnione symbolami, pięknymi strojami  oraz ciekawymi, tradycyjnymi dziękami, ale, jeśli jednak nie zwiedzamy Seulu w pospiechu warto zarezerwować sobie kilka godzin i zobaczyć ta kolorową ferię barw i dźwięków.
   


Dojazd:
Metro, Linia 1, stacja Jongno-3 (sam)-ga, wyjscie 11, pozniej jakieś 10 min piechotką

 

środa, 17 czerwca 2015

Pałac Deoksugung – nowoczesność początku XX wieku



Deoksugung służył jako siedziba władzy podczas ostatniego tchnienia koreańskiego imperializmu The Great Han Empire, które trwało od 1897 -1910 roku.

To bardzo krótki okres w dziejach Korei, ale pozostała po nim perełka architektoniczna w postaci niewielkiego, choć nadzwyczaj ciekawie się prezentującego pałacu, który przypomina mi troszkę Carskie Sioło (przyznam, że nie widziałam piękniejszego kompleksu pałacowego na świecie niż ten, pozostawiony światowemu dziedzictwu przez Martę Helenę Skowrońską, znaną światu jako Katarzyna I Aleksiejewna). Skojarzenia nasuwają się co prawda tylko co do jednego budynku i znajdującej się przed nim fontanny, ale to i tak ewenement w architektonicznym krajobrazie Korei. 

Nie wiem, czy architekt świadomie nawiązał do budynków Carskiego Sioła, ale nie jest to wykluczone, ponieważ ostatni Imperator Korei Gojong (nawiasem mówiąc, pierwszy i ostatni Imperator, wszyscy inni tytułowani byli, jako królowie) zanim objął tron przebywał z poselstwem właśnie w Rosji.

Pawilon ogrodowy zaprojektowany przez Rosjanina Sabatina z 1900 roku. Zachodni styl z koreańskimi elementami wykończenia. Górne części kolumn ozdobione są tradycyjnymi wzorami; koreańskimi, niebiesko-złotymi smokami, nietoperzami oraz kwiatami.
Pałac łączy w wyglądzie styl tradycyjnej architektury koreańskiej z neoklasycyzmem. 
Zastosowanie zachodniego stylu w architekturze było konsekwencją dążenia Imperium do modernizacji oraz wprowadzania zachodnich trendów. 
Była to znaczna różnica w podejściu w stosunku do lat sprzed 1876, czyli okresu zamknięcia portów oraz powszechnej ksenofobii, o której świadczą kamienne tablice informacyjne zachowane z tamtego okresu. Kilka zachowanych oryginałów wraz z tłumaczeniem można zobaczyć obok Jeoldusan Martyrs’ Shrine, o którym można w razie potrzeby poczytać TU.   

Pawilon, w którym Cesarz pracował na codzień.
Prywatna kwatera ostatniego Cesarza. Obok znajduje się rzadki ogród tarasowy.
Po prawej ogród tarasowy z pawilonem projektu Sabatina
Sala tronowa z widocznymi na suficie, nad tronem smokami będącymi symbolem władzy cesarskiej
Ozdoba schodów prowadzących do pawilonu z salą tronową. Pawilon został wybudowany po ogłoszeniu powstania Cesarstwa. Smok symbolizuje władzę cesarza.
Sala audiencyjna z oświetleniem elektrycznym.
Fontanna w zachodnim stylu. Zgodnie z filozofią koreańską do natury należało kierowanie wodą. W tradycyjnych ogrodach budowano wodospady, które pozwalały na naturalny spływ wody. Budynek Seokjojeon to ukończone w 1910 apartamenty krolewskie.
Nawet w weekendy można tu spotkać wycieczki szkolne na lekcjach "w terenie" ;)
Przejście pomiędzy pawilonami administracyjnymi
Dach sali tronowej z tradycyjnymi ozdobami dachowymi wskazującymi na znaczenie osoby zajmującej budynek a w tle nowy budynek Seoul City Hall. O którym pisaliśmy TU.


Deoksugung nie jest dużym pałacem, ale poza walorami architektonicznymi, które doskonale obrazują zmiany zachodzące w Korei u schyłku systemu monarchicznego ma jeszcze jedną zaletę nie do przecenienia podczas gorącego lata -  stare, rozłożyste drzewa zapewniają przyjemny cień i schronienie podczas upalnego, seulskiego lata. 

Jeśli odwiedzicie Seul pomiędzy majem a początkiem września polecam Deoksung jako schronienie od upału ;)

Dojazd:
Metro, Linia 1, Stacja City Hall, wyjście 2


P.S.
W temacie nie-koreańskim.

Polecam przeczytać dzieje Katarzyny I tym wszystkim, którzy czują potrzebę wspinania się po drabinie społecznej.
Caryca Rosji była córką polskiego chłopa! i zaplanowała budowę poniższego cudeńka.  


środa, 10 czerwca 2015

Spacer po Gwanghwamun Square


Sejong-daero, czyli tam, gdzie historia spotyka nowoczesność.


Sejong-daero (Ulica Sejong) znajduje się w północnej części Seulu, pomiędzy budynkami obecnych oraz byłych władz miasta a mianowicie pomiędzy Seoul City Hall, będącym siedzibą obecnych rządzących Seulem oraz Pałacem Gyeongbokgung, który służył za oficjalną rezydencję królów dynastii Joseon do czasu Japońskiej inwazji w 1598 roku.
Król Sejong - twórca alfabetu
Gwanghwamun Square, w tle Pałac Gyeongbokgung
Gwanghwamun Square, widok na Bramę Gwanghwamun
Przy Sejong-daero znajdują się także trzy muzea, które przedstawiają historię Korei poprzez najważniejsze wydarzenia związane z jej historią. 
I tak, znajduje się tutaj muzeum poświęcone Królowi Sejong (taki nasz Poniatowski), twórcy alfabetu Hangul, admirałowi Yi Sunshin, który przepędził Japończyków podczas inwazji w 1592 (tutejszy Sobieski spod Wiednia) oraz trzecie muzeum, poświęcone historii najnowszej od otwarcia portów przez Wojnę Koreańską i rozwój kraju po 1960 roku aż do chwili obecnej. 

Ławeczka Hangul ;)
Instrument zwany Pyeongyeong (stone chimes)
Kaligrafia dalej żywa.
W obrębie jednego placu znajdują się muzea, których zwiedzenie zajmie nam 2-3 godziny a które pozwolą każdemu, niezależnie od wieku (wszystkie muzea mają fantastycznie zorganizowane atrakcje dla dzieci!) poznać historię oraz proces rozwoju 14 największej ekonomii na świecie.

Spacer po Gwanghwamun Square zaczynamy od wizyty w City Hall, miejsce warte zobaczenia nie tylko ze względu na architekturę, ale także podejście do ekologii. Jeśli ktoś chciałby poczytać więcej na ten temat zapraszam do posta poświęconego w całości City Hall.

Po wyjściu z City Hall udajemy się na północ, w stronę pałacu Gyeongbokgung. Jeśli ktoś chciałby obejrzeć zdjęcia pałacu o wszystkich, czterech porach roku, dostępne są tutaj.
Do pałacu dochodzimy właśnie przez plac Gwanghwamun (Gwanghwamun Square 광화문광장) znajdujący się pomiędzy jednokierunkowymi ulicami Sejong-daero. 

Na samym początku placu znajduje się ogromna fontanna, która tryska wprost z chodnika, co sprawia masę frajdy wszystkim seulskim maluchom, szczególnie w lecie! Po minięciu jednej z najsłynniejszych o ile nie najsłynniejszej seulskiej fontanny, dochodzimy kolejno do pomników Admirała Yi Sunshin oraz Króla Sejon-ga. 
   

Po prawej stronie pomnika króla znajduje się podziemne wejście do muzeów obu panów.
Królowi Seojon Korea zawdzięcza alfabet stworzony w 1443 – Hangul. 
Do chwili stworzenia alfabetu do zapisywania języka koreańskiego używano znaków chińskich. Seojon doszedł do wniosku, że był to zbyt skomplikowany system, przez co prości ludzie nie byli w stanie opanować sztuki pisania. 
Dodatkowo, twierdził, zgodnie ze stanem faktycznym, że język koreański różni się od Chińskiego i chińskie znaki nie oddają odpowiednio jego brzmienia; tak powstał Hangul.

Z hangulem wiąże się ciekawa historia. 
Otóż, używany jest on oczywiście przez Północną i Południową Koreę, o czym wiedzą wszyscy, ale nie każdy wie, że przez krótki czas, pomiędzy 2009 a 2012 na wyspie Buton (Indonezja), na której istnieje język Cia-Cia, który nie ma formy pisemnej prowadzono projekt wprowadzenia Hangul jako języka obowiązującego w zapisie. 
Jak widać, Koreańczycy mieli chrapkę na export nie tylko K-popu; niestety projekt zakończył się niepowodzeniem. 

Historię języka oraz jego twórcy, który oprócz zamiłowania lingwistycznego kochał muzykę oraz nauki ścisłe można oglądać w formie nie tylko eksponatów, ale także prezentacji multimedialnych i interaktywnych, zabawek oraz kopii niektórych urządzeń, które można dotknąć i sprawdzić jak działają. 

Muzeum króla Seojeon połączone jest z muzeum admirała Yi Sunshin. Oba znajdują się w podziemiach, pod Placem Gwanghwamun. Zaraz po przejściu do „części admirała „ natkniemy się na polski akcent a mianowicie informację o Mikołaju Koperniku - polskim uczonym ;) 

Muzeum przyjazne dzieciom ;)

Tu odbywają się rożnego rodzaju warsztaty dla maluchów.
Część admiralska jest nie mniej ciekawa. Znajduje się tu masa zabawek, interaktywnych eksponatów oraz modeli do zabawy dla dzieci. Miałam wrażenie, że to muzeum zrobione jest właśnie dla dzieci, po to, żeby ułatwić im naukę historii swojego kraju od najmłodszych lat. Znajduje się tu między innymi ogromny model statku, którym Yi Sunshin zwyciężył flotę japońską. Można do niego wejść, spróbować naciągnąć żagle i zbudować jego model. Raj muzealny dla maluchów. 

Muzea mają jeszcze jedną zaletę, którą docenia się szczególnie w środku upalnego lata. Jest w nich przyjemnie chłodno i nie ma dostępu ostrego słońca (100 % muzeum mieści się w podziemiu), co pozwala odetchnąć i ochłonąć od skwaru.

Po wyjściu na powierzchnię udajemy się do kolejnego muzeum, Muzeum Historii Najnowszej (NationalMuseum of Korean Contemporary History). 
Tu śledzimy historię od otwarcia portów w 1876 roku do dnia dzisiejszego. Najbardziej interesująca jest oczywiście część od 1961 roku, w którym doszedł do władzy sprawujący rządy dyktatorskie Park Chung-hee po dziś dzień. 
Szybkość zachodzących zmian jest niebotyczna! Do tego muzeum, szczególnie do 3 i 4 Sali Wystawienniczej koniecznie należy wejść. 
Nikt nie będzie żałował, obiecuję! 

Tez mieli Pięciolatki - im wyszło !!!
Sposób na spędzenie niedzielnego popołudnia - wizyta w muzeum - wejście ... darmowe
W zaledwie 20 lat koreańskie GDP przewyższyło światowe!!! Żaden inny kraj na świecie nie dokonał tak gwałtownej zmiany!!
Niezależnie czy macie, czy nie macie dzieci, koniecznie wejdźcie do części muzeum przeznaczonej dla maluchów. Nigdzie na świecie nie widziałam tak fajnie przystosowanego dla dzieciaków Muzeum Narodowego.

Dzieciaki na wejściu dostają tablety, które uaktywniają się przy podejściu do eksponatu i informują dziecko na co właśnie patrzy.
A tak kształtujemy młode umysły i wiernych obywateli - Goebbels mógłby się uczyć propagandy.  Lata 1920-1940 Długo pielęgnowana nadzieja - wyłanianie się z cierpienia (coś w tym stylu w każdym razie). To ściana w części muzeum przeznaczonej dla maluchów!!!
A teraz jesteśmy globalni. Mamy K-pop i patrzy na nas cały świat.
Miejsce w muzeum dla dzieci w którym można maluchom poczytać i w którym mogą uciąć sobie sjestę ;)


Jeśli nie jesteście zwolennikami muzealnictwa i zazwyczaj nie wchodzicie do muzeów w krajach, które zwiedzacie, to do National Museum of Korean Contemporary History grzech nie wejść!  
Moim skromnym zdaniem, to jedno muzeum po prostu trzeba w Seulu zobaczyć.


Dojazd:
Metro, Linia 5, Stacja Gwanghwamun, każde wyjście, ale najwygodniej 9/3/4



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...