W tym roku poszliśmy po rozum do głowy i wyjazd w okolicach Chińskiego Nowego Roku zaplanowaliśmy dużo wcześniej.
Po co marznąć, skoro o kilka godzin lotu stąd, można spalić sobie skórę na nosie pierwszego dnia i mieć na twarzy blade obwódki wokół oczu i paski w poprzek skroni od noszenia okularów przeciwsłonecznych?
Polecieliśmy na Bali, do Indonezji. Wyjazd krótki, acz intensywny. Małżonka zaplanowała każdy dzień, co do minuty. Plany fachowym okiem oceniła balijska autochtonka z polskim paszportem, czyli Ania z bloga wazji.pl (serdecznie pozdrawiamy Anię i Krzycha, zwariowanego psa Carliego i koty też).
Nieomal prosto z lotniska, z kierowcą poleconym nam przez Anię, my zresztą też możemy go już także polecić jako uczciwego i nie próbującego naciągać na wizyty w zaprzyjaźnionych lokalach czy sklepach człowieka, ruszyliśmy w objazd miejsc, które KONIECZNIE trzeba było zobaczyć..
Na dwóch kółkach byłoby czasem szybciej. |
Ayam goreng, tutaj w wersji"spotyka kurczak walec drogowy" |
A w miejscowym, pięknym muzeum- lokalna atrakcja i kuriozum. Na dziedzińcach i w co bardziej fotogenicznych salach wystawowych- młode pary, w tradycyjnych, bogato zdobionych strojach.
"Najdroższa, coś Ci się z tyłu wlecze" |
"Zdrętwiał mi tyłek, długo jeszcze?!" |
"Tak długo, jak fotograf będzie ostrość ustawiał" |
Fotografia z sesji będzie ozdobą ceremonii. Widać koncept panny młodej uciekającej od ołtarza jest tutaj obcy.
Z muzeum przedostaliśmy się do Pasar Burung, gdzie na swoich nabywców czekają upierzeni piosenkarze, wojownicy i zapewne przyszłe kurczaki z rożna. Ulica ptaków.
Jaki kraj, taka parada równości. |
Wyżrrrę wszystko! |
Spożywanie napojów z lodem na ulicy, śmierć w oczach pilota wycieczki. Na szczęście nie mieliśmy ani pilota, ani sraczki. |
Wszędzie towarzyszył nam Agung, czyli nasz kierowca i po trosze przewodnik, a na pewno chodząca encyklopedia balijskich zwyczajów i ceremonii. Zainteresowanym możemy podać jego numer telefonu lub kontakt na FB, upoważnił nas do dzielenia się jego danymi w celach turystyczno-biznesowych. Turyści to my, biznes to Agung.
Gwoździem programu pierwszego dnia był pokaz tańca, w dramatycznej scenerii amfiteatru na klifach w Uluwatu.
Balijskie tańce są tak piękne, jak różne. W pałacu w Ubud codziennie jest inny. Ale jeżeli mielibyście zobaczyć tylko jeden, z czystym sumieniem możemy polecić taniec Kecak w Uluwatu.
Opowiedziana tańcem historia z Ramayany, jest i piękna kobieta, porwanie, próby samobójcze i szczęśliwe zakończenie. Historia, jakich w Hollywood mnóstwo.
Ta urzeka oprawą muzyczną. Nie ma tu żadnych instrumentów, podkład i dramaturgię buduje pięćdziesiąt męskich głosów, właściciele których to wyznaczają też granice scen.
Chórzyści. |
"Gdzie on jest?! Gadaj! Natychmiast!" |
O zachodzie słońca puścili nas do domu. |
I tak zakończył się nasz na Bali dzień pierwszy.
PRZYPOMNIENIE- PO KLIKNIĘCIU NA FOTOGRAFIĘ, POJAWI SIĘ ONA(TA FOTOGRAFIA) W DUŻYM ROZMIARZE.