Nie słychać już więcej"Tak, wolne mam, a zrywam się z łóżka tak wcześnie, jakby obroku trzeba było koniom zadać, a świnkom gnój wychybać!"(nie pochodzę z Beskidu, ale słowo to lubię).
Bladym świtem, tak bladym, że nawet koty były zdziwione, iż nie trzeba nas budzić miauczeniem, bo miski puste.
Poranny, rytualny autobus do Seulu. Półtorej godziny. W sam raz na krótką drzemkę.
Tym razem w poszukiwaniu skórzanych, porządnych butów, damskich i męskich. No dobra, głównie damskich. I proszę z góry nie zakładać, iż Małżonka jakaś wybredna. W naszym mieście NIE znaleźliśmy skórzanych butów. Te szyte ręcznie-nie taki fason. Te w sklepach obuwniczych-albo skóra w środku, a na zewnątrz sztuczne. Albo całe z imitacji czegoś, czego nie udało nam się nazwać.
Nie wiem, o co chodzi, bo Koreanki noszą skórzane torebki, odwiedziliśmy kilka sklepów specjalizujących się w futrach i odzieży skórzanej(swoją drogą ładne i relatywnie niedrogie norki), ale na nogi zakładają coś, co w Europie sprzedawane byłoby w obuwniczych dyskontach typu CCC.
Albo noszą obuwie sportowe..
Nie dotarliśmy do dzielnicy celebrytów, Gangnam, ale sądząc po tym, co widzieliśmy w międzynarodowej dzielnicy Seulu - Itaewon - szanse też niewielkie.
Pewnie się skończy na zamówieniu w kraju i wysyłce.
Z pożytecznych miejsc znaleźliśmy za to między innymi turecką cukiernię, gdzie uraczyliśmy się kilkoma rodzajami baklavy i słodką jak ulepek herbatą jabłkową, sklep prowadzony przez Hindusów, w którym były polskie sery i czeską knajpę z niezłym veprove, knedlik a zeli, czyli pieczenią wieprzową z knedlikiem i kapustą.
Po południu dotarliśmy na północno-koreańskie targowisko, w centrum Seulu.
Założona przez uciekiniera z Północy na seulskim uniwersytecie organizacja NAUH(Now, Action, Unity and Human Rights) ma na celu przybliżenie tego, jak wygląda rzeczywistość pod rządami kolejnego już dyktatora Korei Północnej.
Na niewielkim skwerze ustawione zostały stragany, na wzór północno-koreańskiego Jangmadang, czyli targowiska, na którym można kupić niezbędne artykuły i produkty.
Za dużo tam się jednak działo, postanowiliśmy napisać o tym z osobna, żeby nie ginęło w tłumie.
Potem wzięliśmy rozwód. Małżonka poszła do teatru, na pierwsze z dwóch zaplanowanych, sobotnich przedstawień, a ja dostałem za zadanie trafić do rosyjskiej dzielnicy i nie wracać bez koperku i białego sera.
Moją przewodniczką była Kanadyjka, polskiego pochodzenia. Notabene jej rodzice są z Gliwic, jakby ktoś miał wątpliwości co do małości tego świata. Ewa uczy w Seulu angielskiego. I świetnie się orientuje w mieście oraz jest doskonałym interlokutorem, szczególnie kiedy zapomina polskich słów, albo mówi o czymś z pasją, wtedy zaczyna mówić po angielsku.
Ponieważ zakupy poszły nam sprawnie, czekając na Małżonkę siedliśmy tak zwyczajnie, po polsku, pod sklepem. Z piwem w ręku. Konsumpcja trunków w miejscach publicznych nie jest tutaj zakazana.
A jako zwieńczenie pracowitego dnia, zaserwowaliśmy sobie przedstawienie pt. BIBAP.
Kolejny show, oparty tym razem na motywach kulinarnych i jednej ze sztandarowych potraw Korei, jaką jest bibimbap(dosłownie wymieszany ryż). W żeliwnym naczyniu, na podłożu z białego ryżu, podaje się podsmażone i podduszone warzywa, przyprawione pastą z papryki chili gochujang, udekorowane sadzonym jajem. Warzywa w słupki, elegancko ułożone. Przed zjedzeniem mieszamy wszystko na mniej uroczą, ale za to pyszną mamałygę.
Samo przedstawienie to urocza gromadka kucharzy, dwie skąpo odziane kucharki, dużo muzyki, tańca, dwóch panów, którzy świetnie beatboxują(imitują głosem dźwięki) praktycznie cały podkład muzyczny i oczywiście udzielająca się publiczność. Była wojna na kule ciasta na pizzę, jedna pani musiała posprzątać kuchnię po przyjęciu, po raz kolejny Koreańczycy udowodnili, że potrafią zorganizować świetną zabawę.
Po wyjściu z teatru natknęliśmy się na kilkuset policjantów, opancerzonych jak na mecz w polskiej ekstraklasie. Stali karnie czwórkami. Tego dnia, jak co tydzień zresztą, odbywała się demonstracja ludzi, niezadowolonych z tego, jak koreańskie władze potraktowały problem zatonięcia promu sprzed kilku tygodni. Faktycznie, liczba niedociągnięć i zaniedbań, które doprowadziły do katastrofy, powoduje, że włos się jeży na głowie. Z jednej strony wychodzący roześmiani, beztroscy turyści, z drugiej ogromna rzesza ludzi demonstrujących swoje niezadowolenie z procesów demokratycznych.
Dziwne uczucie..
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Perfect weather in May calls for a great day out! Korean spring does not disappoint at all.
We spent the whole day roaming the streets of Seoul, enjoying Turkish sweets and Cech cuisine at Itaewon, shopping in Uzbeki shops for certain delicacies and we ended up having fun with yet another, KTO-sponsored, performance.
Venue for BIBAP is the same one we went to to attend JUMP and it's also home for many other K-pop shows.
The audience was packed that night, majority of us were Malaysians, participating in some sales conference in Seoul. Great crowd to have fun with.
Before pizza was ordered and baked, pizza doughballs battle started. Audience one, chefs null.
Fluffy, pillow-like bags filled with sponge, dusted with flour were flying all over the place.
Then a random couple got invited on stage where all of us had fun, because the chefs prepared impromptu romantic date for them, with wine and serenades.
You should have seen their faces when they were told to kiss each other!
The final dish to be prepared is bibimbap, or mixed rice for those of you who don't know Korea yet.
Two chefs, Green and Red compete with each other to cook the best dish.
Then another Malaysian lady got invited on stage and she performed like a pro! She blew a kiss to loosing chef, then she cleaned the kitchen and won the hearts of us all. She had all of us in stitches!
At the end of the show we had a chance to admire different skills again, two chefs are wonderful beat-boxers, couple of them are martial arts specialists, some of them are just cute ;)
Quick photo session and off we went, straight into hundreds of policemen, fully clad in riot gear..
Every weekend in Seoul there is some public gathering, people expressing their disappointment with how the ferry tragedy was handled, were there that night.
Eerie feeling- happy, laughing tourists from one side, silent, seriously looking riot police on the other.
Performance Times |
Mondays: 20:00 Tuesday-Saturday: 17:00, 20:00 Sundays & Holidays: 15:00, 18:00 |
Admission/Participation Fees |
VIP seats:
60,000 won R seats (front center section): 50,000 won S seats (other section): 40,000 won |
Duration of Performance |
75 minutes |
Age Limit |
Open to visitors ages over 36 months. |
Ticket Reservations |
Tel: +82-2-766-0815 / Interpark: ticket.interpark.com (Korean, English, Japanese, Chinese) Korea DMC: www.koreadmc.co.kr (Korean, English, Japanese, Chinese) |
Transportation |
Jongno 3-ga
Station (Seoul Subway Line 1, 3, 5), Exit 15. Go straight 310m and turn left onto Samil-daero Road. Continue (120m), until you see the Cine Core Building on the left. |
Fax |
+82-2-6499-0816 |
bbkira@naver.com |
Homepage |
www.bibap.co.kr (Korean, English, Chinese, Japanese) |
Jak zawsze z przyjemnością i ciekawością czytam Wasze relacje. Myśleliście może o wydaniu książki? Wyróżniałaby się na + pośród wielu sprawozdawczych z "dalekich krajów".
OdpowiedzUsuńBajarko, dziękuję za rumieńce. Zawstydzenia z powodu komplementu :).
UsuńNie myśleliśmy o książkowej formie, sam blog miał z założenia być miejscem na zapiski na gorąco,dla nas i dla bliskich, a okazuje się, że mamy czytelników.
Wyjdzie w praniu, czy kiedyś coś się nada do druku :)