środa, 21 maja 2014

Busan w 48 godzin. Busan in 48h.



Długi weekend. Majowy. Budda miał urodziny 석가탄신일 (seokga tansinil), a my pojechaliśmy do Busan. To miasto portowe położone na brzegu Morza Żółtego jest drugim, co do wielkości miastem w Korei Południowej. Przez dziesiątki lat Busan wchłaniał w swoje ramy administracyjne małe miasteczka i wioski rybackie tworząc z czasem moloch, w którym mieszka nieomal 4 miliony ludzi.
Jak urodziny, to i baloniki.
Taki właśnie los spotkał Gamcheon. Koreańskie Santorini, Machu Picchu, Lego Land to tylko niektóre określenia, jakimi zarówno turyści jak i Koreańczycy określają Gamcheon Art Village, położoną w południowej części Busan. Nam miejsce to przypomina jednak bardziej brazylijskie favelas niż Lego Land choć jest bardzo urokliwe i…o lata świetlne odległe od wyobrażeń obcokrajowców o Korei. Biorąc pod uwagę historię Gamcheon skojarzenie z favelas nie jest aż tak dalekie od prawdy. Tradycyjnie była to okolica zamieszkana przez biedotę. Sytuacja bytowa mieszkańców pogorszyła się dodatkowo w latach 50-tych XX wieku, gdy w Gancheon osiedlili się uchodźcy z terenów objętych Wojną Koreańską. Liczba domostw w wiosce wzrosła z 20 do 800 w przeciągu 3 lat.


W 2009 Koreańskie Ministerstwo wyszło z pomysłem stworzenia Art Village. Celem projektu miało być poprawienie sytuacji materialnej mieszkańców oraz rewitalizowanie okolicy. Opuszczone domy przerobiono na atelier, a artystom zaproponowano współpracę przy renowacji i zmianie wizerunku miasteczka. W części opuszczonych budynków powstały państwowe kawiarenki, w których mieszkańcy znaleźli zatrudnienie a spora część z ich dochodów przeznaczana jest na dalszy rozwój miasteczka.
 



Projekt Art. Village okazał się sukcesem. Artyści rozmieścili na uliczkach Gamcheon rzeźby, instalacje, rewitalizowali skwerki, zaprojektowali poszczególne części wioski wokół konkretnego motywu n.p. „Mały Książę”, gołębie, książki. 

Najlepszy sposób na zwiedzanie wioski to po prostu zgubić się w uliczkach, małe galerie i przytulne kawiarnie zapewnią każdemu coś dla ciała i coś dla ducha.


Plaża Haeundae w Busan uważana jest przez Koreańczyków za najładniejszą plażę w Korei. Co roku w sezonie rozkłada się około 8.000 parasoli , ponieważ w Korei opalenizna uważana jest za przejaw złego smaku i każdy jak tylko może od słońca się chroni. Plaża ma długość 1.5 km więc nietrudno się domyśleć, że wygląda raczej jak parking zapchany kolorowymi samochodami przed supermarketem niż plaża z piaskiem, na której gra się w siatkówkę. Ta plaża nie jest dla was, jeśli lubicie słońce i robienie babek z pasku, natomiast nadaje się świetnie na nocne party, szczególnie w sezonie. 

Część nadmorska Busan przypomina Sopot, brakuje tylko molo. Budki z lodami i lokalnymi przysmakami, sąsiadują z kilkunasto-piętrowymi hotelami znanych marek, gdzie doba kosztuje średnio ponad $ 300, a obwieszone Pradą, zamożne Koreanki zawieszają oko na przyjezdnych surferach (tym słońce nie przeszkadza ;-)
 


Pochodziliśmy po prawie opustoszałej już Haeundae późnym popołudniem oglądając piękny zachód słońca, którego promienie odbijały się w drapaczach chmur, po czym jako „rasowi” Europejscy „turyści” mieszkający w Korei na stałe (i tęskniący czasem za bardziej europejską przekąską) udaliśmy się na kolację złożoną z „Fish & Chips”. Zapierający dech w piersiach widok na drapacze chmur i most Gwangan, będący najdłuższym mostem w Korei wybudowanym nad oceanem, do kolacji dodany był gratis. Most, po zachodzie słońca prezentował się dużo lepiej niż za dnia, toteż zdjęcia robiliśmy po zmroku.




Plaża Haeundae w stronę mostu oraz futurystycznej bryły Centrum Konferencyjnego APEC kończy się hotelem sieci  Westin, z tego miejsca przejść można już tylko po zbudowanych wzdłuż niskich klifów drewnianych podestach, które prowadzą na przystań jachtów i łodzi pływających z turystami chcącymi zobaczyć Busan z perspektywy wody; podobnie jak w Polsce na Helu, widoki tylko nieco inne ;-) Co kilkadziesiąt metrów zrobione są na podestach tarasy widokowe, z których podziwiać można ocean i spotkać po drodze syrenkę. Polacy mają Warszawską, Duńczycy Kopenhaską a koreańska Syrenka przycupnęła przy brzegach Busan.   


Po spacerku, jedzeniu, dniu pełnym wrażeń i dłuższym pobycie w jacuzzi, które notabene potrzebne było naszym zmęczonym nogom, spaliśmy jak zabici zbierając siły na dzień następny, który zaczął się od nie najsmaczniejszego, choć świeżutkiego sashimi, które zjedliśmy na lunch na jednym z bardziej znanych Targów Rybnych w Korei -Jagalchi Market.  

Porcje "rosołowe".

Posileni rybką wsiedliśmy w metro, przesiedliśmy się na autobus i już po około 2 godzinach…… podziwialiśmy świątynię buddyjską Yonggungsa położoną nad brzegiem Pacyfiku.  W okolicy Urodzin Buddy świątynie przystrajane są mnóstwem papierowych lampionów, do których wierni przytwierdzają swoje prośby lub podziękowania.  



Przy posągu Złotego Buddy na obrzeżach Haedong Yonggungsa Temple zjadłam najlepsze hotteoki, czyli placuszki z ciasta ryżowego, z brązowym cukrem i nasionami, a Małżonek-najsmaczniejszy odeng w Korei.


Przepis prosty :)
Małżonek wypił jeszcze wywar z jakiegoś zielska, rzekomo kuracja-cud.Nie zaszkodziło, to na pewno,po czym wyruszyliśmy w drogę powrotną do Wonju. 

                                                    PRZEPIS NA HOTTEOKI

1. Na ciasto na 8 sztuk potrzebne będą:
- 2 łyżeczki drożdży instant, 2 łyżki cukru, 1/2 łyżeczki soli, 1 łyżka oleju, 1 szklanka letniej wody.
Podane składniki dobrze ze sobą wymieszać, dodać 2 szklanki mąki, wyrobić na ciasto.
Przykryć miskę folią spożywczą i odstawić do wyrośnięcia, na około 1 godzinę. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. Zagnieść raz jeszcze, by usunąć pęcherzyki gazu z ciasta.
Odstawić do ponownego wyrośnięcia na 10-20 minut.

2. Na nadzienie wymieszać 1/2 szklanki brązowego cukru z posiekanymi orzechami włoskimi czy jak na zdjęciu powyżej, z nasionami słonecznika i pestkami dyni.Można dosypać cynamonu.

3. Na posypanej mąką stolnicy zagnieść ciasto, uformować kulę i podzielić ją na 8 części.

4. Kulkę z ciasta spłaszczyć w dłoniach, nałożyć łyżką cukier z nasionami, zlepić od góry brzegi, formując z powrotem kulę.

5. Rozgrzać na patelni olej, położyć kulkę i smażyć przez 30 sekund, aż lekko zbrązowieje.
    Potem kulkę obrócić i rozpłaszczyć na patelni szpatułką, do rozmiarów mniej więcej płyty CD(albo spodka do filiżanki, jak kto woli). Smażyć przez około 1 minutę, aż się przyrumieni na złoty kolor.
6. Placuszki powtórnie obrócić, zmniejszyć ogień do minimum i przykryć patelnię, smażyć przez kolejną minutę. Cukrowe nadzienie zamieni się w pyszny syrop.
Podawać na ciepło, ze szklanką mleka. Fani tej słodyczy reprezentują wszystkie grupy wiekowe.


                                                                  SMACZNEGO!!!

 

19 komentarzy:

  1. Wyprawa piękna, pozazdrościłam tych widoków :) a placuszki smażone są na głębokim oleju, czy na parze? Nadzienie niesamowite, widzę nasiona słonecznika i dyni, czy poza cukrem jest coś jeszcze? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmobilizowałaś mnie :) Przepis z dedykacją dla Ani ze Sprawdzonej Kuchni.

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję :) :) a mąka to ryżowa ? bo wspominacie, że placuszki są z ciasta ryżowego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W oryginale miesza się zwykłą mąkę z mąką ryżową, ze słodkiego, kleistego ryżu.
      W proporcjach 2:1.
      W razie by nie mieli w Biedronce ;), pominąłem ten składnik.
      Ty jesteś specjalistką od pieczenia i od glutenu, kombinuj :P

      Usuń
  3. W takim razei jutro zagniatam ;) dam znać jak wyszły :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam z niecierpliwością na rezultaty.
    Jak Cię znam, to zrobisz w różnych proporcjach różne mąki, a te, które znikną najszybciej dostaną oprawę graficzną i bilet na blog :D

    OdpowiedzUsuń
  5. wspaniały blog, będę zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za wizytę, pozdrawiamy bezmięsną fabrykę chmur ;)

      Usuń
  7. Wow..beautiful city..really I like it.

    OdpowiedzUsuń
  8. Docieracie do miejsc, o których nie pisze Lonely Planet - co oczywiście czyni Wasz blog jeszcze bardziej interesującym :)
    Zapytam zatem: jak dojechać do świątyni Yonggungsa? Którą linią metra, gdzie się przesiąść i na którą linię autobusową? Z góry dziękuję za info!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za slowa uznania!
      Linia metra nr 2, wysiadasz na Haeundae Station, wychodzisz na powierzchnię wyjściem nr 7, wsiadasz do autobusu linii 181, wysiadasz pod swiątynią, od przystanku do swiątyni kilkuminutowy spacer pod gorę.

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję i pozwólcie, że zadam kolejne pytanie: jak dostać się do Gamcheon Art Village? Niestety Lonely Planet znów zawodzi :( Szukam na małej mapce w przewodniku - wg Waszych wskazówek - w południowej części miasta i niestety nie znajduję...

      Usuń
    3. Primo:
      Sugeruję, aby przewodnik Ląly Planet zmiąć karteczka po karteczce i uzyć w sławojce ;)

      Po drugie primo:
      Wysiasc z metra na stacji Toesong, wyjsc na powierzchnie wyjsciem nr 6 i zlapac taksowke do Gamcheong Primary School.

      Po trzecie primo:
      Metro jak wyzej, zamiast taksowki autobus linii nr 1 lub 1-1.
      Wejscie do wioski za darmo, mapa wioski 2000 lokalnych wariatow(KRW).

      A najsampierw ;) to w Tourist Information na dworcu autobusowym(99% informacji turystycznych w Korei bedzie mialo budke na dworcu) zaopatzryc sie w darmowa mape Busan :)

      Usuń
    4. Aha, Łukasz, jeszcze jedno- jezeli masz juz koreanska komorkę, to dzwon na numer 1330, ze wszystkimi pytaniami odnosnie rozkladow jazdy, hoteli, godzin otwarcia muzeow, etc. Jest o tym na blogu, ale moglo Ci wszak umknac. Serwis ten mozna tez wykorzystac do tlumaczenia rozmowy z koreanskiego na angielski, jesli nie mozesz sie gdzies dogadac,

      Usuń
    5. Dzięki za wszystkie informacje. Komórki koreańskiej nie mam i chyba nie będę jej wypożyczać (no chyba że to jakiś niewielki koszt i obywa się to bez zbędnych formalności). Na wypadek jakiejś awaryjnej sytuacji będę miał polską komórkę - wg operatora zapewniają roaming.

      Usuń
    6. Cześć Lukasz. Witamy w Korei! Nie zapomnij tylko o przyszłej sobocie ;-) 3 pm herbaciarnia. W końcu muszę odebrać moja książkę ;-)

      Usuń
  9. Polski T-mobile dziala, bez zarzutów, w standardowych cenach dla dalekich krajów- 10 PLN za nawiązaną minutę, 5 PLN za odebraną, 1,5 PLN za wyslanie SMS-a.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...