środa, 12 listopada 2014

Wioska Andong. UNESCO Heritage, czyli Zakopane i Biskupin w jednym.

Wioska jak wioska. Umieszczona na liście dziedzictwa kulturowego UNESCO, niedawno bo w 2010.
Sądząc po ilości pułapek zastawianych na turystę, biznes kręci się nieco dłużej.
Warta odwiedzenia jesienią, ze względu na kolory, ryżowe rżyska ze zżętym zbożem i widoki.
Zostaliśmy na noc w tradycyjnym, koreańskim domu. Z nowinek pokój miał dobudowaną łazienkę, a tradycyjne ogrzewanie podłogowe zastąpione zostało elektryczną matą- sprawiła się na medal.
Ta mata.


Andong Village leży w zakolu rzeki Nakdong, przepięknie wygląda z lotu ptaka.
Z klifu po drugiej stronie rzeki też nie najgorzej.
Została założona kilka wieków temu przez emerytowanych notabli z królewskiego dworu.
Potomkowie szlachetnych rodów zamieszkują wioskę do dzisiaj. Nawet królowa Wielkiej Brytanii z przyległościami raczyła to miejsce odwiedzić, pod koniec ubiegłego wieku.

Po prawej stajnia dla gościnnych koni, w tle zasadzone przez Elżbietę II drzewo.
Andong to także miejsce szczególne, ponieważ to właśnie tutaj powstały maski teatralne, kojarzone z Koreą. Dla ułagodzenia bóstwa mieszkańcy zostali zobligowani do wykonania rytualnego tańca.

Pewien pan zobowiązał się, że maski wykona i słowa dotrzymał. Robota nie była lekka, należało strugać w samotności, pod karą śmierci przez apopleksję. Oblubienica rzeźbiarza, spragniona widoku ukochanego, przedostała się przez zasieki. Kochanek padł na miejscu, przy robocie- stąd jedna maska nie ma podbródka. Zadurzona białogłowa, z żalu po utracie absztyfikanta- popełniła samobójstwo.
Jak widać - nie tylko Polka mądra po szkodzie.

 
 Każdemu wg potrzeb- od breloczka do kluczy do półmetrowej machy.

Na przedwiościu (bo nie w centrum), mieszka pan, który od wielu lat rzeżbi w drewnie. Jego totemy stoją w Kanadzie, Australii czy Stanach Zjednoczonych, a ich zadaniem jest odpędzanie złych duchów. W jego pracowni jest mnóstwo zdjęć, wycinków z gazet z wielu krajów, dokumentujących jego pracę.


Persymony na drzewie

A tu już obrane, suszą się na słońcu.
W Polsce śmialibyśmy się za zacofania, tutaj pstrykamy fotki..
Dorzucić kilka malw i nie poznasz, Korea czy Kurpie

Dojazd do Andong Village nie jest skomplikowany, z Seulu można dojechać np. autobusem, do Andong Bus Terminal, stamtąd nieco ponad pół godziny drogi, autobusem linii 46.
Nie należy się sugerować rozkładem jazdy, autobusy jeżdżą jak chcą.
Z ciekawostek kulinarnych  w ofercie solona makrela i kurczak w sosie sojowym na ostro.
Obie potrawy godne polecenia. Towarzystwo lokalnego soju wskazane. Pierwszy raz w Korei widzieliśmy soju o 40% zawartości alkoholu.
Jeżeli macie więcej czasu w Korei - można odwiedzić. Jeżeli  się Wam nie uda - też nie będzie tragedii.
Sezon na persymony trwa, w sobotę przepis na sałatę ze świeżych owoców.

6 komentarzy:

  1. Interesująca wycieczka. Dziwne, wydawało mi się, że w Korei autobusy powinny jeździć jednak rozkładowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jeżdżą :)
      W Andong dostaje się rozkład jazdy, do wioski dziennie dojeżdża z 16 autobusów, ale widać zanim dotrą do naszego przystanku- stoją w korkach, albo idą na piwo, nie wiem.
      Właśnie dlatego wspomnieliśmy o tym fakcie, bo to pierwszy raz, gdy w Korei autobus nie był o czasie.
      Ekspresowe śmigają co do minuty, widać miejskie rządzą się innymi prawami.
      A może po prostu miały gorszy dzień.

      Usuń
  2. Dzięki za tę notkę! Już dwa razy prawie tam byłam...zawsze coś wypadało albo wybierałam inne miejsce. Tym razem też pewnie się nie uda, ale dobrze wiedzieć, że nie będzie tragedii :D Zdjęcie drzewa z persymonami CUDOWNE
    Pozdrawiam,
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My Wam za to zazdrościmy konceru z okazji 25-lecia nawiązania stosunków dyplomatycznych.
      W ramach rewanżu idziemy w sobotę pod ratusz(sic) w Seulu, robić kimchi :P

      Usuń
  3. Intrygują mnie te pułapki turystyczne, nie wygląda na zdjęciach, żeby było jakoś strasznie, żeby wprowadzili kilka typów biletów, wciskali pamiątki wyprodukowane we wiadomym kraju i żeby cierpieli na permanentny deficyt drobnych do wydawania reszty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no, do twoich doświadczeń z Birmy czy Kambodży to się nie umywa, nikt z ananasem mantry pajnaplsuwenir nie śpiewał.
    Zostanie na noc w wiosce ma tę zaletę, że rano, zanim zaczną się zjeżdżać pekaesy, nie ma tam nikogo i zdjęcia wychodzą niezłe, bo bez tłuszczy.
    W Korei akurat drobne wydadzą Ci wszędzie i zawsze, nawet Jankesi nie zdołali ich zepsuć, taksiarz czy kelnerka nie ogarnia, że można zostawić więcej, aczkolwiek nie potrzebują dłuższej perswazji, by napiwek przyjąć.
    A pułapki turystyczne to sklepiki z maskami, lody gofry i co ino, bez makabry.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...