Na tyle interesujące, że zdecydowaliśmy się luźno przetłumaczyć artykuł z listopadowego wydania magazynu GROOVE Korea, dedykowanego obcokrajowcom w Korei.
Magazyn ukazuje się w języku angielskim, większość poruszanych tam zagadnień odnosi się do ludzi mówiących w tym języku.
Pojawiają się jednak czasem takie, które odnoszą do innych mniejszości w Korei.
Dziś o meokbang 먹방. To skrót od 먹는방송(Meoknun-bangsong), a w wolnym tłumaczeniu znaczy transmisja z jedzenia.
Koreańczycy rzadko jedzą posiłki w pojedynkę, restauracje i bary raczej ukierunkowane są na grupy ludzi, minimum pary. No chyba, że jemy zupę, tę dostajemy w pojedynczej misce, a nie w zestawie obiadowym typu Konopielka.
Zastawa stołowa typu Jezus, czyli miska i dwanaście łyżek - również się nie przyjęła.
Ale dania główne, na przykład z grilla, są już jak najbardziej dedykowane większej grupce niż singiel.
Koreańczyk raczej zrezygnuje z posiłku, niż zje w samotności.
I tu z pomocą przyszła technologia.
Czternastoletni Jung-pil Choi nastawia codziennie alarm, by nie przegapić programu, nadawanego przez BJ Bumfrica.
"To nic fajnego jeść z rodziną. Nie rozmawiamy w trakcie posiłku. Jedzenie jest tylko po to, by napchać żołądek" - mówi.
Codzienne oglądanie kogoś innego, kiedy je, jest zarówno zabawne jak i daje poczucie spełnienia.
"Jestem najedzony patrząc, jak on je" .
On, czyli Dong-bum Kim, vel Bumfrica, to mieszkaniec Busan, gospodarz własnego programu meokbang na platformie AfreecaTV, koreańskiej darmowej telewizji internetowej.
Fenomen spożywania posiłku online został opisany w koreańskich i zachodnich mediach, aczkolwiek nie jest on niczym nowym. Zanim aktor Ha Jung-woo rzekomo zainicjował popularność jedzenia na wizji w filmie "Morze Żółte" w 2010 roku, zjawisko to było już popularną formą spędzania wolnego czasu.
Na platformie AfreecaTV takich programów jest ponad 4800..
Czternastoletni BJ Patu organizuje czasem konkursy w jedzeniu pikantnej potrawy na czas.
Park Seoyeon, znana też pod pseudonimem Diva, zajada na wizji jak tylko najbardziej apetycznie jeść się da, pod czujnym okiem tysięcy fanów, którzy w dodatku za tę przyjemność płacą.
Dobrowolnie..
źródło |
źródło |
Jak widać na powyższych zdjęciach, potrafi zjeść niemało. Twierdzi, że dzięki jej programowi jedna z oglądających ją dziewczyn przezwyciężyła anoreksję.
Ale dla wielu, zarówno oglądających, jak i tworzących audycje, pieniądze nie są najważniejsze.
Istotniejsza jest wspólnota, jaka zawiązuje się wokół jedzenia.
"Zacząłem swój meokbang, bo moi rodzice pracują do późna, przez co często nie jadłem kolacji" - mówi BJ Patu, czyli Kim Sung-jin, z Bucheon.
"Nie chciałem jeść sam. Uwielbiam jeść z moimi fanami w sieci, bo reagują zabawnie, nawet jeśli mówię do siebie. To lepsze niż zabawa z kumplami, bo z nimi to tylko piłka nożna albo gry komputerowe".
Meokbang jest często określany jako ujście dla samotności, gdzie zarówno gospodarze programów, jak też ich widzowie identyfikują się z potrzebą niebycia samemu. W porównaniu z innymi platformami społecznymi, jak np. Facebook - zjawisko jest niewielkie, ale wciąż ukazuje, jak technologia zmienia nasz sposób postrzegania samotności i bycia razem.
Dokładne pochodzenie zjawiska nie jest znane, ale wydaje się, że pochodzi z połączenia narastającego poczucia izolacji społecznej z rosnącym komfortem przebywania w sieci.
Według badań OECD na przykład, Koreańczycy pracują 2163 godziny w roku. Średnia OECD to 1773 godziny.
Ilość pojedynczych gospodarstw domowych wzrosła o 20 procent na przestrzeni trzech ostatnich dekad. Nawet jeśli w domu są dzieci, to one też są zajęte. Średnio poświęcają 13 godzin dziennie na naukę.
Jedzenie online i jego guru w sieci znaleźli się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.
Trzynastoletnia Minsuh Kim, fanka BJ Patu, mówi, iż woli oglądać meokbang, niż jeść razem z rodziną, bo przy stole nie dzieje się nic nowego.
"W realu nie jest tak zabawnie jak online. Tu nie ma co robić" - mówi.
Abstrahując od narastającej epidemii samotności, fenomen meokbang nawiązuje też do narastającej tendencji do unikania skomplikowanych relacji międzyludzkich. Zamiast angażować się w nudny, męczący i trudny proces poznawania innych ludzi, można sięgnąć do prostszych sposobów, do świata który znajduje się tuż obok. Ludzkość też tam jest.
Wystarczy kliknąć myszą.
Ciekawe i smutne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jaruta
Pyro, pewnie, że smutne.
UsuńPomyśl, zbliżają się Święta, zwykle okazja do rodzinnych spotkań przy stole.
W ilu domach kiedyś, a w ilu teraz, zasiadają razem pokolenia?
Jakoś tak rzadko pojawia się pytanie, czy obecny model życia prowadzi do szczęścia - wszyscy rąbią jak dzicy, PKB to zaklęcie, które usprawiedliwia np. krańcową degradację środowiska i dyktuje niemal każdy krok w każdym kraju. Tak gdzieś na boku pojawiają się informacje, że przybywa samobójców, że ludzie są smutni, samotni, że nie udaje im się w życiu osobistym.
OdpowiedzUsuńNie każdy może być rosyjskim buddystą ;)
UsuńRosyjskim nie, buddysta juz tak :) Gorzej jezeli wpadnie mu do glowy poszukiwanie sensu zycia na dachu swiata, bo ostatnimi czasy srogo to kosztuje. Proponuje wiec buddyzm ekspansywny: http://www.youtube.com/watch?v=QfvLcozLwtE
UsuńGandhi 2 rulez!
UsuńCiekawe to i smutne jednocześnie.
OdpowiedzUsuńI taki też był zamysł - wzbudzić zainteresowanie. Potrząsnąć odbiorcą :D
Usuń