Lotnisko NARITA
Wylądowałam na Terminal 2
Misja pierwsza – wymienić pieniądze.
Przed wyjazdem z Korei upewniłam się w moim banku, których bankomatów
powinnam używać, posiadacze kart MAESTRO
muszą pamiętać, że wiele bankomatów, podobnie jak sklepów nie przeprowadza
transakcji tymi kartami.
Wszystkie banki na Terminalu 2 znajdują się na 3-cim
piętrze, po odprawie paszportowej. Okazało się, ze w hali przylotów, znajdują się bankomaty obsługujące mój bank, także wzięłam szybo zapas gotówki.
Uznałam, że Japonia, to kraj oparty na gotówce, więc takową należy przy
sobie nosić. Po wypłaceniu pierwszej transzy (zobaczymy na jak długo starczy, słyszałam,
że ten kraj jest cholernie drogi – no cóż, przekonamy się…) czas na zdobycie
mapek ułatwiających zwiedzanie.
Link do banków dostępnych na terminalu 1 i 2
Misja druga – Tourist Information Center, czyli biuro
turystyczne.
O wizycie w Japonii zadecydowałam po Targach Turystycznych w
Seulu. Zerknęłam na kilka broszur, wzięłam parę folderów, przeczytałam i pomyślałam,
że choć nigdy do Japonii mnie nie ciągnęło, to skoro już mieszkamy tak blisko, pojadę.
Przed wyjazdem zgromadziłam tyle informacji na ile pozwalał Internet i o ZGROZO
pocket guide by Lonely Planet (mój mąż pewno zrywa boki ze śmiechu, ponieważ
nie jest to w żadnym wypadku lektura obowiązkowa przed naszymi wyjazdami, ale cóż,
tym razem pojechałam sama, wiec Lonely Planet jest), teraz czas zaopatrzyć się
w dużą mapę Tokio i zweryfikować mój plan wycieczki z profesjonalistami.
Misja trzecia – transport do Asakusy
Ladujac na Narita Airport mamy kilka opcji transportu do centrum Tokyo.
Ja zdecydowałam się skorzystać ze Skyliner-a, którym dostałam się do stacji
Ueno, a później metrem do Asakusy.
Na lotnisku, po rozmowie z przemiłą panią z informacji turystycznej, okazało się, zee jest prostszy sposób dostania sie do Asakusy, pociąg bezpośredni, Keisei. Zakupiłam bilet i po niecałej godzince szczęśliwie wysiadłam w centrum starego Tokyo.
Chrzest bojowy w metrze przeszłam ……no, powiedzmy gładko, jak na Tokyo ;-)
Chrzest bojowy w metrze przeszłam ……no, powiedzmy gładko, jak na Tokyo ;-)
Teraz tylko trzymać kciuki za pogodę i gładkie przesiadki !!
Ale zaraz, jest sobota, wiec miał być przepis i jest!
Ramen na Tokyo Station.
Wieczorkiem poczułam głód i postanowiłam go zaspokoić w chyba najbardziej tradycyjny (zaraz obok Sushi) sposób, czyli Ramen zjedzonym na Tokyo Station.
Tokyo Station to przedziwne miejsce, niby to tylko stacja
metra i kolei a jednak….to coś więcej.
Tu właśnie znajduje się Tokyo Ramen Street niezliczone małe
„dziury w ścianach”, gdzie je się zazwyczaj przy barze lub siedząc na stołeczkach przy kawałku blatu szerokości talerza wystającym ze ściany i całkiem spore restauracje serwujące jedno danie: Ramen.
To taki rosół z wkładką, bardzo prosty w przygotowaniu, świetna opcja na poniedziałek, zamiast pomidorowej!
Ramen Street jest częścią całego kompleksu żywieniowego i składa się z ośmiu restauracyjek, które są franczyzami najlepszych restauracji serwujących Ramen w całej Japonii.
W większości z tych ośmiu restauracyjek trzeba się ustawić w kolejce na zewnątrz i cierpliwie czekać aż się zwolni miejsce.
To taki rosół z wkładką, bardzo prosty w przygotowaniu, świetna opcja na poniedziałek, zamiast pomidorowej!
Ramen Street jest częścią całego kompleksu żywieniowego i składa się z ośmiu restauracyjek, które są franczyzami najlepszych restauracji serwujących Ramen w całej Japonii.
W większości z tych ośmiu restauracyjek trzeba się ustawić w kolejce na zewnątrz i cierpliwie czekać aż się zwolni miejsce.
Z rachunkiem w ręku, cierpliwie czekam na stołeczek przy barze i mój Ramen ! |
8 restauracji i ich popisowy Ramen, kazdy nieco inny. |
Ramen, po który przyjechałam do Japonii ;-) |
Kluski niebo w gębie! |
Składniki bulionu:
- 3 kubki wywaru na rosół
- 2 kubki wody
- 3 ząbki czosnku
- 4 łyżki sosu sojowego (uważajcie z
sola, jak sos sojowy jest solony, nie dosalajcie bulionu)
- 1 łyżka sosu worcesterskiego lub
odpowiednika
- ½ łyżeczki przyprawy 5 smaków (w
wersji oryginalnej chinese five spice)
- szczypta sproszkowanego chilli
- 1 łyżeczka cukru
- dwa plasterki imbiru
Wkładka:
- 375gr makaronu
- 400g cienko pokrojonej wieprzowiny lub piersi kurczaka
- 100g młodych liści szpinaku (baby spinach)
- 4 łyżki kukurydzy (kuleczek)
- 2 jajka na twardo
Wykonanie:
1 Na dużej, głębokiej
patelni do wywaru z rosołu dodać pozostałe składniki bulionu i doprowadzić do
wrzenia. Zredukować na małym ogniu przez ok 5 min. Doprawić, jeśli trzeba.
2 Podzielić
ugotowany wcześniej makaron do 4 miseczek i położyć na górę „wkładkę”
3 Wrzącym wywarem
zalać składniki w miseczkach
Gotowe!
Smacznego!
Czy ramen smakuje równie dobrze jak wygląda? Super! Spróbujemy zrobić sobie w domu, dzięki za przepis! :)
OdpowiedzUsuńRamen jest rewelacyjny, tajemnica tkwi w makaronie, podobny do koreańskiego guksu, czyli grubo siekany, smakuje nawet w bardzo podstawowej wersji.
UsuńTokyo Station jest niesamowita! Ileż tam sklepów, knajpek, różnych pyszności. Wielkie wrażenie zrobili na mnie ludzie, eleganccy podczas powrotu z pracy, w czarnych garsonkach i garniturach. Te strumienie ludzi zmierzające do swoich pociągów... Pamiętam też boskie tokijskie słodycze, palce lizać. Za ramenem tęsknię, tutaj tak nie smakuje. Podziwiam cię, sama w Tokio, ach!
OdpowiedzUsuńWszyscy się dziwią, że odważyłam się sama tam jechać- nie widzę w tym nic dziwnego, czasy Richarda Chamberlaina i Szoguna minęły- nikt nie ucina łba gajdzinom na powitanie.
UsuńKraj jak kraj, mieszkanie w Korei na pewno pomogło trochę, ale powiadam Wam, nie ma się czego obawiać :)