sobota, 22 listopada 2014

Bukchon Hanok Village i ttukbaegi bulgogi.



Tołstoj w Wojnie i Pokoju napisał, że królowie są niewolnikami historii.
Istotnie, patrząc z perspektywy czasu nie można się oprzeć wrażeniu, że osoby pełniące to stanowisko często narażone są/ były na szereg niebezpieczeństw, mają/ miały szereg obowiązków a ich życie nie do końca przypomina to z naszego wyobrażenia o nim. Korea pod tym względem była taka sama, jak wszystkie monarchie świata. Król mieszkał zamknięty w pałacu, za to jego współpracownicy (jeśli nie mieszkali bezpośrednio przy królu) mieli swoje posiadłości pobudowane tuż za murami pałacowymi. 


Takim miejscem w Seulu jest Bukchon Hanok Village. Po dziś dzień, spacerując po uliczkach tej części miasta przy przymkniętych lekko oczach, można zobaczyć Koreanki z możnych rodów, pięknie ubrane w kolorowe hanboki, przechadzające się po ogrodach lub niesione w lektykach przez górzyste uliczki i służbę przemykającą rynsztokami pomiędzy domami. Stroje służby były tradycyjnie wykonane z  materiałów dalece odbiegających od jedwabi a utrzymane były one w kolorach złamanej bieli, kawy z mlekiem i odcieni brązu. Kiedyś zastanawiałam się dlaczego właśnie takie kolory. Po wizycie w Bukchon zrozumiałam, stroje służby są w kolorze  domów. Odcienie brązu to drewno będące podstawą konstrukcji, biel to biel ścian a bez i szarość to kamień i jasne drewno. Oni mieli się zlewać z otoczeniem, ich nie miało być widać. 


To troszkę podobna sytuacja do tej, w teatrze Kabuki. Na scenie widzimy aktorów, gwiazdy poubieranych w piękne, bogate stroje emanujące ornamentami i złoceniami oraz tak zwanych kuroko. To osoby ubrane w 100% na czarno, włącznie z zakrytą twarzą oraz dłońmi, których zadaniem jest poprawianie aktorom strojów i ustawianie dekoracji. Oni tez są a właściwie z założenia maja być niewidoczni. 

Bukchon to miejsce, w którym czuje się siłę, bogactwo, splendor, intrygi, wzloty i upadki jego mieszkańców, zależały one często od przywilejów króla, dobrze, więc było trzymać rękę na pulsie i być jak najbliżej dworu. To miejsce, które wycisza a jednocześnie jakby naturalnie skłania do refleksji. To miejsce, w którym historia żyje, żyje wśród nas i czasem narzeka na hałas setek zwiedzających (większość domów w dalszym ciągu zamieszkana jest przez osoby prywatne, w części tylko mieszczą się muzea i inne instytucje o zabarwieniu kulturalnym).

Sklepik dla fanów, przy wejściu do szkoły średniej.


W okresie dynastii Joseon Seul podzielony był na północną i południową część, z których każda stanowiła niejako oddzielną osadę. Wioska południowa była domem dla niższych rangą oficjeli natomiast na północy w Bukchon znajdował się teren zamieszkały przez tych najważniejszych, Crème de la crème koreańskiej elity. Bukchon wybudowany był pomiędzy pałacami Gyeongbukgung (경복궁) i Changdeokgung (창덕궁). Lokalizacja ta, uważana była za najlepszą z możliwych w kraju zgodnie z zasadami baesanimsu (배산임수), czyli koreańskiego feng shui. 



Seoul Bukchon Hanok Village to ostatnie miejsce w stolicy, w którym można jeszcze zobaczyć gęstą, tradycyjną zabudowę składającą się z domów zwanych hanok. Domy te niestety ginęły w zastraszającym tempie w dobie bumu gospodarczego. Każdy chciał mieszkać w nowych, gierkowskich mieszkaniach a nie domach pamiętających pradziadków. Jeszcze 30 lat temu w Seulu było ponad 800.000 starych domostw, dziś jest ich tylko 12.000, z czego 900 znajduje się w samym Bukchon. 

Od roku 2000 teren został objęty specjalnym programem rewitalizacyjnym, mającym na celu uratowanie pozostałych zabudowań. Właściciele dostali bezzwrotne granty oraz preferencyjne pożyczki na renowacje, w Bukchon zaczęły powstawać galerie, małe muzea, Koreańska Organizacja Turystyczna zaczęła rozpropagowywać Hanok Stay  – program umożliwiający pobyt w tradycyjnym domu wraz z możliwością spróbowania koreańskiej kuchni oraz doświadczenia koreańskiego sposobu życia. Ceny domów szybko podskoczyły do makabrycznych cen a cały teren stał się modną dzielnicą, co jednocześnie nie pozbawiło Bukchon niezwykłej i bardzo przyjemnej atmosfery.
Świetnym miejscem do rozpoczęcia zwiedzania dzielnicy jest Bukchon Cultural Center .
W ciągu roku są tu organizowane różne eventy związane z historią i kulturą dzielnicy. Jeśli ktoś lubi muzea, można tu także nabyć łączony bilet, pozwalający wejść do kilku muzeów w dzielnicy. Centrum mieści się w odrestaurowanym tradycyjnym domu, co samo w sobie stanowi wystarczający powód, żeby tam wejść i na chwilkę przenieść się do czasów hanbok-ów oraz dźwięków Gayageum płynących z przydomowych altanek.
 


Kiedy jesteśmy w okolicy, staramy się wcześniej nigdzie nie jeść - u wejścia do dzielnicy jest kilka małych restauracyjek. Ze względu na multi-narodowość odwiedzających, menu jest nawet po angielsku.
W jednej z nich serwują ulubioną potrawę Małżonki, ttukbaegi bulgogi, czyli cieniutkie płatki marynowanej wołowiny, gotowane, z warzywami, grzybkami i makaronem celofanowym i podawane w glinianym naczyniu.


Nasza ulubiona knajpka


źródło


PRZEPIS

  • 0,5 kg dobrej wołowiny
  • 1 pokrojona w zapałkę marchewka
  • 100g świeżych grzybów( w Korei enokitake, można zastąpić pieczarkami)
  • biała część pora
  • 1 średnia cebula
  • 100g makaronu szklanego(zwanego też mylnie sojowym)
  • garść liści szpinaku

Na marynatę do mięsa:


  • 6 łyżek sosu sojowego
  • 3 łyżki cukru
  • 3 łyżki soku z gruszki azjatyckiej(można zastąpić Sprite'm, serio)
  • 3 łyżki mirin(lub wody)
  • 3 łyżki posiekanej zielonej cebulki
  • 1½ łyzki wyciśniętego czosnku
  • 1 kawałek imbiru, wielkości kciuka (można zastąpić suszonym)
  • 1 łyzka prażonych ziaren sezamu
  • ¼ łyżeczki pieprzu
  • 1 łyżka oleju sezamowego
1. Wołowinę kroimy w cieniutkie plasterki. Takie, że i Kraków i Poznań przez nie będzie widać.
2. Składniki na marynatę mieszamy w misce, dokładamy marchew i pokrojoną cebulę, zanurzamy pokrojone mięso, odstawiamy do lodówki, na kilka godzin. Najlepiej na całą noc.
3.  Tak zamarynowane mięso, po usmażeniu lub ugrillowaniu, to nic innego jak koreańskie bulgogi.
4. Do przyrządzenia ttukbaegi bulgogi(ttukbaegi to po koreańsku gliniany garnek, bez emalii)
    zalewamy zamarynowane mięso szklanką wody w garnku, gdy się zagotuje dorzucamy      obgotowany wcześniej makaron szklany.
5. Gdy mięso zmięknie, dorzucamy szpinak i grzybki, gotujemy 2 minuty. Zdejmujemy z ognia.
6. Jeżeli do gotowania dodaliśmy nieco marynaty, potrawa powinna być odpowiednio przyprawiona.
    Jeżeli trzeba, przyprawiamy do smaku.

Podajemy z ryżem, w osobnym naczyniu.

10 komentarzy:

  1. Już zaczęłam planować, kiedy ugotuję, tak pysznie wygląda! A przepis na ile mniej więcej porcji jest?

    Mal
    PS. Nazwy tego dania nie podejmuję się jednak wymówić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy, jak bardzo głodna jesteś :)
      A poważnie, to spokojnie nakarmisz ze trzy osoby, dorzuć więcej ryżu, to i cztery głodne nie odejdą od stołu.
      P.S. Spróbuj "dukbegi pulgogi" i powinnaś nawet zostać zrozumiana ;)

      Usuń
  2. Czy te słoje to na soju? Czy proces fermentowania czegos innego? A może na deszczówkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naczynia kamionkowe onggi służą do przechowywania i fermentacji żywności.
      Ich porowatość po wypaleniu powoduje, że przepuszczają powietrze, ale nie płyny, co świetnie się przydaje w fermentacji produktów, z których słynie koreańska kuchnia.
      Do dziś przy domach stoją onggi z sojową pastą doenjang czy gochujang, ta dla odmiany z papryczek chili.
      Dzbany z kimchi były zakopywane w ziemi, dziś raczej stosuje się do tego lodówki.

      Usuń
  3. Dziękuję za wyjaśnienie. Przypominam sobie, że w jednym z odcinków MASH pojawił się patent, ale nie sądziłem, że jeszcze ktokolwiek tak fermentuje, pomnę lodówki, które oferowały kimchi na każdą porę dnia, nocy i roku, ale moi gospodarze jednak porzucili trendy tradycyjne (inna bajka, że nie bardzo mieli jak sobie zakopac słój na czwartym piętrze).

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim razie żałuję, że nie zrobiłem wczoraj zdjęcia - na trzecim piętrze bloku, na balkonie typu rzygownik, stały dwa kamienne dzbany, w tle suszyły się persymony, a obok zainstalowany był.. panel słoneczny, tak ze 3 metry kwadratne. Można? - Można :D
    Z racji że sezon na robienie kimchi chyli się ku końcowi, w sklepach na wyprzedaży są utensylia do produkcji, a w zamian wszędzie stoją "kimchi refrigerator". Wielkie lodówki do wiadomego celu.
    Machniemy chyba wpis o tym, bo to fascynujące zjawisko, na ogromną i zarazem zdaje się tylko koreańsko-lokalną skalę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem za, ta fascynacja kimchi bije chyba wszystkie inne narody pod względem pasji do jedzenia. I czy są różnice między zwykłymi i kimchi lodówkami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnice są w budowie- zwykła lodówka wiadomo- drzwiczki z przodu, półeczki.
      Lodówka na kimchi jest otwierana od góry, w środku dwie lub trzy komory, do których wstawia się plastikowe, szczelne kontenery z kimchi w środku. Rzadziej kimchi jest w foliowych torbach.
      A propos: Dzisiejszy obiad

      Usuń
    2. Ech, to mieszkałem u jakichś prymitywów, mieli taka niemal zwykła, tylko cuchnęło solidnie. Aaaaale, to chyba da się zrobić nawet tutaj w sumie jeżeli kimchi potrzebuje tylko pięciu dni.

      Usuń
    3. Specjalnie dla krajana-wegana(nawet jeśli tylko wegetarianina, rym był potrzebny)

      Przepis na kimchi

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...