piątek, 7 listopada 2014

Koreańskie naleśniki. Comfort food dla każdego.

Poranki i wieczory już chłodne. Na szczęście wczesnym popołudniem wciąż można iść na spacer bez kurtki czy płaszcza. Wybraliśmy się na kolejne poszukiwanie ładnej, stojącej lampy.
Czasem mam wrażenie, że lampa jak jednorożec, istnieje tylko po drugiej stronie lustra.
Czy też po drugiej stronie szafy, w zależności od tego, co akurat sprzedał Wam dzisiaj Wasz dealer.
Lampy nie udało się znaleźć, wróciliśmy za to z wydrążonym, bawolim rogiem, okutym w mosiądz.
Nada się on doskonale do serwowania wina, jako że nie da się go nijak po napełnieniu postawić.
Trzeba trzymać w dłoni.
A wiadomo przecież, że naczynie trzymane w dłoni opróżnia się znacznie szybciej, niż takie, po które trzeba gdzieś co chwilę sięgać.
Taka wycieczka po Wonju to doskonały pretekst, by dać się zanieść nogom w wąskie uliczki starego miasta.
Zawsze odkryjemy coś nowego. Niekoniecznie na światową skalę, w przewodniku też nie byłoby czego opisywać-najważniejsze, że smacznie.
Głównie o odkryciach kulinarnych tu mowa, zjawiska kulturowe czy społeczne może już nieco mniej nas zaskakują, a może z pustym, burczącym brzuchem nie zwraca się na nie aż takiej uwagi.

W zakamarkach tutejszego bazaru zjedliśmy dziś naleśniki.
Nie należy oczekiwać standardów higieny rodem z wykafelkowanych, lśniących nierdzewną stalą kuchni. Brudno nie jest, nic się nie lepi, ale i tak pani z Sanepidu dostałaby hercklekotu, globusa i innej histeryji, w większości naszych ulubionych przybytków.
Przez dosłowną dziurę w ścianie widać siedzącą na stołeczku panią, przed nią trzy patelnie na gazowych palnikach. Natłuszcza je ona delikatnie, za pomocą wystruganego z rzepy stempla, maczanego w miseczce z olejem(na zdjęciu po lewej stronie, albo po prawej stronie pani naleśnikarki, jak kto woli). Potem kilka gałązek minari (미나리), po angielsku zwanej wodnym selerem (etykieta w tutejszym sklepie) lub też japońską pietruszką, czy chińskim selerem.
Roślinka uprawiana w Azji, zawiera ponoć przeciwzakrzepowe związki flawonowe.
W poprzek dwa drobne listki ze środka główki pekińskiej kapusty, na to ciasto naleśnikowe właściwe.
Wariacji na temat jest sporo, z czego wersja ze szczypiorem czosnkowym i rzeczonym minari- wydają się być najbardziej popularne.
Produkcja trwa bez przerwy, w czym my braliśmy też czynny udział, najpierw objadając się samymi naleśnikami, potem pani widząc uśmiechy na naszych twarzach zawołała coś do swojej koleżanki w dziurze w ścianie obok.
Dostaliśmy tam takie cudo:
Naleśniki z nadzieniem z kimchi i makaronu ze słodkich ziemniaków.
Farsz popularny, na przykład w pierożkach czy bułkach na parze mandu.
Pokrojone kimchi, wymieszane i podduszone z ugotowanym makaronem ze słodkich ziemniaków. Występuje też w wersji z dodatkiem mielonego mięsa.
Równie dobre ze świeżym kimchi, jak i z takim dłużej kiszonym.
Taki krokiet, tyle że nie panierowany. Następnym razem przyniesiemy sobie w termosie czystego barszczu i damy pani spróbować. Zakupione w rosyjskojęzycznym kwartale buraki nie poszły na zmarnowanie.
W chłodne, jesienne dni chyba bardziej niż kiedykolwiek indziej cieszą nas takie dania, o sporej zawartości węglowodanów i kalorii. Przypominając smaki z dzieciństwa i z domu, rozgrzewają nie tylko ciało, ale i duszę.

PRZEPIS NA NALEŚNIKI Z KIMCHI.

Składniki na ciasto naleśnikowe znajdziecie tutaj , pisała o nich Małżonka zwiedzając Tokio.

Składniki na farsz:
  • 200g mielonej wołowiny lub wieprzowiny
  • 1 łyżeczka startego imbiru
  • 3 ząbki czosnku, zgniecione
  • 2 łyżeczki sosu sojowego
  • 1łyżka cukru
  • 1 łyżka oleju sezamowego
  • 1 łyżeczka pieprzu
  • 2 garści makaronu ze skrobi słodkich ziemniaków dangmyeon
  • 1 średnia cebula, drobno posiekana
  • 1 pęczek posiekanego szczypioru czosnkowego lub zielonej cebulki
  • 1 szklanka pokrojonego kimchi
  • 100 gram średnio zwartego tofu, odciśniętego
  • 1 łyżeczka soli
  1.  Mięso, wymieszane z imbirem, czosnkiem, sosem sojowym, cukrem, olejem sezamowym i połową łyżeczki pieprzu -podsmażyć na patelni, aż przestanie być różowe. Przełożyć do dużej miski.
  2. Makaron ugotować wg przepisu na opakowaniu(7-8 minut), odcedzić, przelać na sicie zimną wodą, posiekać.
  3. Wszystkie składniki przełożyć do miski z mięsem, wymieszać.
  4. Faszerować usmażone wcześniej i trzymane w cieple naleśniki, podawać na ciepło, Równie dobre odsmażane, jak i panierowane, jak krokiety.
SMACZNEGO!!

9 komentarzy:

  1. Oczywiście można też, jak wspomniałem użyć takowego farszu do pierogów.
    Można też wszystko razem poddusić, przed zwinięciem krokietów, jak kto lubi mieć miękkie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne!!! No po prostu muszę je wypróbować!! Mam nadzieję, że dostanę kimchi w moim azjatyckim sklepie. Tak dobre jak u Was to pewnie ono nie będzie, ale z braku laku.... Jak sądzicie czy mogłabym zastąpić dangmyeon innym typem cellophane noodles, takimi robionymi ze skrobi z fasolki mung? Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ gorący odbiór! :)
      Co do cellophane noodles, czasem zwą je także glass noodles, i ponieważ nie wnoszą one zbyt wiele smaku, który mógłby potem zmienić smak całości- myślę, że skrobia z fasolki mung będzie OK.
      W azjatyckich sklepach kimchi będzie albo w woreczku, albo, rzadziej- w słoiku. Nie wiem, ilu Koreańczyków mieszka w Porto;)

      Usuń
  3. 1. Z tym rogiem to piękna tradycja gruzińska, w Korei to chociaż akceptowalne wino ryżowe jest, bo w Chinach, to nie wiem, co można byłoby z tego wypić.
    2. Mam takie pytanie: czy będzie kiedyś przepis na bosingtang? Szukałem i chyba jeszcze nie było ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Gruzja ma piękne toasty, i dużo ich, to i naczynia spore ;)
      z tutejszych win ryżowych pijam Balvenie Doublewood... Jest jeden trunek, który się nadaje latem do szprycera, z lodem i cytryną, pozostałe wynalazki wymagają raczej wdrażania do obiegu od dzieciństwa, żeby się oswoić.
      Makkgeolli na ten przykład- woda o smaku mąki ryżowej, z procentami..
      Soju-wiadomo, słabiutkie generalnie, choć widziałem już wersję czterdziestovoltową.

      2. Trawożerca o zwierzęce proteiny zapytuje?? A stosunek do zupy z Azora mam dosyć sprecyzowany, i mimo że to mój blog, nie będę używał słów powszechnie uznanych za nie nadające się do druku.

      Usuń
  4. 1. Soju mam tu importowane, około 20% , bywa chyba nawet taniej niż w Korei (około 5 PLN za 0,33 albo 0,35), ale nie jest to trunek, którego przesadnie poszukuję. Czy udało Ci się może dowiedzieć, jakie jest podejście ludności lokalnej do tych trunków? W Chinach parę razy odniosłem wrażenie, że prawie nikt tego nie lubi, a piją, bo wypada. Bardzo trudno mi uwierzyć, że ludzie mogą się tym delektować i dywagować o bukiecie wody ryżowej z %
    2. Byłem tylko chwilę w Korei, mówili mi, że już się nie jada. Jednak koleżanka koreańsko-amerykańska chwaliła sobie to danie i zeznawała, że podczas studiów w Seulu delektowała się nim kilkukrotnie, więc zapewne trochę się obcinano, że jednak się jada. Myślę, że ewentualny przepis byłby premierą posiłku z kluczowym składnikiem na stronach polskojęzycznych :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. 1. Z osobistych obserwacji- małpka soju w knajpie kosztuje tyle, co piwo. Ludzie młodsi i mniej zasobni biorą więc po piwie i soju i robią nurki, u-booty czy jak to zwą. Są nawet szklaneczki z podziałką, która podaje moc uzyskanego"koktajlu" po zmieszaniu piwa z soju w różnych proporcjach.
    WSZĘDZIE do posiłków, szczególnie wieczornych, soju leje się strumieniami, nie widać, żeby pili z musu.
    Makgeolli są różne rodzaje i moce, ale nie mogę się wypowiedzieć osobiście, bo primo, nie wchodzi mi ta ciecz, po drugie primo- nie smakuje mi ;)
    Wina śliwkowe- pijalne, niektóre nawet dobre. Wino ryżowe(zapomniałem nazwy) pijalne.
    Produkty sprzedawane w trzylitrowych słojach- nie wiem co to, nie widziałem nikogo spożywającego. Ale też nie pijam w akademikach i w kanałach ciepłowniczych, więc nie wiem, co tam cieszy się powodzeniem.
    2. Znaleźć restaurację serwującą Burka trudno. Tak jak mówisz, temat zamiatany pod dywan, żeby nie psuć opinii w świecie. Widzieliśmy w Seulu na targu tuszki czegoś, co nie było baranem czy wołem. Nieciekawy widok.
    Noszę skórzane buty, jem steki, ale hipokrytycznie nie jestem zainteresowany sławą w polskich internetach za przyczyną "kotleta trzeciej kategorii, pomielonego razem z budą" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaka tu impreza alkoholowa się zrobiła ;), a rogi to dwa powinniście zakupić :) ostatecznie można użyć słomek he, he ;) Naleśniki pierwsza klasa! choć ja mięsko pominę ;) trawy dorzucę!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...