środa, 3 września 2014

Malezja. Borneo w 72H. Kuching (Dzień 3)



I znów rano wstaliśmy skoro świt, tym razem z zamiarem odwiedzenia parku narodowego Bako i obserwowania nosaczy.


Bako położone jest na północnym krańcu półwyspu Muara Tebas, pomimo tego, że park jest niewielki, gwarantuje niezapomniane widoki, a bogactwa fauny i flory niejeden park na świecie mógłby mu pozazdrościć. Delfiny, małpy, zarośla mangrowe, dżungla, klify i piękne plaże a wszystko w odstępie kilku kwadransów od siebie, prawdziwy raj w pigułce.

 

Park ma świetnie organizowany system ścieżek. Są one zaprojektowane w ten sposób, aby zapewnić nie tylko widoki zapierające dech w piersiach, ale także spotkania z dzika przyrodą, choć pamiętać należy, ze największe szanse zobaczenia dzikich małp są rano, kiedy zajadają się owocami i kwiatami na śniadanie, dlatego zdecydowaliśmy się na przyjazd pierwsza łódką, co wiązało się ze wstaniem o godzinie 5.30 rano. 



My, postanowiliśmy zacząć od trasy do Teluk Paku, stamtąd wzięliśmy łódkę na malowniczo położoną plażę. Po drodze mijaliśmy ikonę parku narodowego Bako, czyli skalnego węża wystającego z wody.

Po wylegiwaniu się na piasku i pływaniu w ciepłych wodach Morza Południowo Chińskiego spakowaliśmy plecak i trasą bodajże oznakowaną na żółto udaliśmy się z powrotem do Visitors Center.





Nie był to dobry pomysł, ponieważ chodzenie w upale w godzinach wczesno popołudniowych w okolicy równika może skończyć się przegrzaniem organizmu, ale szczęśliwie zaszliśmy na miejsce bez ofiar w ludziach.

Problem w tym, że nie udało się nam zobaczyć małp, po które tu przyjechaliśmy, czyli nosaczy. Makaki były za to aż nader zachwycone naszą obecnością. Muszę przyznać, że pojenie małpy wodą z butelki było cudownym przeżyciem, pic się chciało bidulce w tym upale.
To, że jej siostry zwinęły w międzyczasie puszkę z napojem i drożdżówkę mojemu Małżonkowi, to już inna sprawa. Mógł się nie odwracać ;)


A co do nosaczy…. to na szczęście spotkaliśmy panią doktor z USA, która przeprowadzała badania na terenie parku, zabrała nas do strażników, porozmawiała z nimi (widocznie dobrze się znali), po czym  zabrali nas w miejsce, w którym Nosacze oddawały się rozpasanej konsumpcji owoców na drzewach.



Po przygodzie z małpami udaliśmy się do Sarawak Cultural Village, będącym żywym skansenem. Rzadko udajemy się w tego typu miejsca, ale to polecało nam wiele osób, więc zdecydowaliśmy że poprosimy naszego pana taksówkarza, żeby nas tam zabrał i była to bardzo dobra decyzja. Celem było zobaczenie domu z plemienia Orang Ulu, z którego pochodzi nasz ‘baby carrier’vel nasza nowa lampa.
Cel został osiągnięty.

Orang Ulu czyli up-river dwellers (mieszkańcy góry rzeki) to około 5.5% populacji Malezyjskiej części Borneo. Tradycyjnie, zajmowali się oni ekstrakcją rudy żelaza, z której wyrabiali miecze hartowane w zimnych, górskich potokach. Preferowali oni osiadły tryb życia, uprawiali ryż, zajmowali się sztuką, ich domy oraz przedmioty były pięknie zdobione a cudowna, tradycyjna muzyka przetrwała do dnia dzisiejszego.

W Sarawak Cultural Village http://www.scv.com.my/main.asp  dwa razy dziennie odbywają się przedstawienia (coś w stylu polskiego Mazowsza, tylko kultura, a wiec i prezentacja inna) o 11.30 i 16.00. Niby show dla turystów, ale warto się wybrać, jeśli chcemy zobaczyć charakterystyczne tańce dla poszczególnych plemion z Borneo.

Wieczorkiem postanowiliśmy rozpuścić nasze brzuszki i po kolacji w cudownej dziurze w ścianie przy Carpenter Street, pod nazwą Lau Ya Keng Temple (gdzie przewodził satay pork) zajadaliśmy się lapis cake, który smakuje prawie jak sękacz!



Cena za jeden szaszłyk to 60 groszy. Polskich groszy.


Lapis cake został zakupiony, tyle, ze w jednym kolorze – hhihihihi – obojgu nam najbardziej smakował czekoladowy, bez warstwowy, za to bardzo bogaty w smak czekolady Cake Lapis pod wdzięczną nazwą Lady Baltimore;-)


Teraz na kilka dni do domu w Korei a później Japonia.

5 komentarzy:

  1. Coś cudnego! Potem wrócę do tego posta się podelektować, bo muszę pędzić :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też zdecydowaliśmy się podzielić te wrażenia na kilka części, żeby można było się spokojnie nacieszyć wrażeniami. Zapraszamy ponownie Gosianko!

      Usuń
    2. Teraz na spokojnie się napatrzyłam i zachwyciłam waszą wycieczką. Super!

      Usuń
  2. Ale cudowne widoki, zazdroszczę! :)

    Zapraszam również do siebie: scritto-con-la-pasta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...