środa, 26 lutego 2014

Soju, Seul i odpowiedź na pytanie: Ile to jest 10 razy 100 gram?

Na pierwszym planie kwiat rumianku, a reszta? Czarna magia.

Kolejny weekend, czyli kolejna pobudka skoro świt i wycieczka w nieznane.
Była już mowa o ekspedycji na targowiska Seulu i powodach, dla których post zakończył się jak zwykle, czyli o jedzeniu.
Tym razem pogoda i humory dopisały, a że przy okazji świętowaliśmy małą, rodzinną uroczystość(w sobotę wypadał 22 lutego), nastroje były tym bardziej szampańskie.
Po zwyczajowym już gorącym śniadanku przed wejściem do seulskiego metra, a mamy na razie dwie ulubione ludyczne jadłodajnie-jedną jeszcze w budynku dworca autobusowego, w której serwują np. tteokkboki; i drugą, też po drodze, gdzie dla odmiany można się pożywić ryżanką(wie ktoś, jak nazwać inaczej owsiankę z ryżu? Podpowiedzi mile widziane) z dodatkami typu kimchi, czyli  koreańska kiszona kapusta, czy też podduszone mięso słuchotka, znanego szerzej jako abalone, czyli jadalny ślimak morski. Z muszli którego pozyskuje się wysokiej jakości macicę perłową.Ale to już po tym, jak mieszkaniec muszli skończy na talerzu.
Abalone były kiedyś pozyskiwane wyłącznie w ich naturalnym środowisku, nurkowały przeważnie kobiety.
Zdjęcie pożyczone stąd.

Obecnie są one hodowane na morskich farmach, więc straciły już  swój nimb luksusu i osiągalne są dla przeciętnego zjadacza eee..., ryżu oczywiście.
Kilka stacji metra później wychodzi się wprost na feerię barw, kakofonię zachwalających swoje towary przekupek, przetykaną  dźwiękiem dzwonka,  zamocowanego na wózku, z którego można kupić gorące napoje i akcentowaną popiskiwaniem klaksonów przepychających się między ludźmi trójkołowców i skuterów, dowożących świeże towary. Zapachy owoców mieszają się tu z aromatem suszonej ryby i fermentowanej kałamarnicy. O zawrót głowy nietrudno.
Suszone anchovies, krewetki i co tylko.
Jeszcze nie wiemy, co z tego można by przyrządzić.   


















Dalej rozłożył się specjalista medycyny naturalnej, z nalewką z żeń-szenia i żmii:
Viagra po koreańsku.
Wywar ze skolopendr, przeznaczenie nieznane.



















Tuż obok skład opału, czyli kora i pocięte w plastry drzewo, dla nas wygląda jak świetna podpałka do grilla, a w rzeczywistości to ingrediencje do przyrządzania naparów i do gotowania.
Weźmisz czarno kure, dodasz suszonych żabek...














Z ciekawostek wpadł nam jeszcze w oko przedziwny owoc(?), natychmiast ochrzczony "krwawym ogórkiem"
i tutejsza odmiana miechunki, ale chyba deserów się nią nie dekoruje.
Czyż nie śliczny?
Nasi koreańscy znajomi też nie wiedzą, co to jest.




















Jak wiadomo, nie samym zwiedzaniem człowiek żyje, więc po zobaczeniu na straganie sztucznych potraw, które wystawiane są potem często jako wzorce w lokalnych jadłodajniach, udaliśmy się do dzielnicy rosyjskiej.
Tak, dobrze widzicie, to na środku to Azjata-kaleka, czyli tatar z jednym jajem.
Dlaczego do rosyjskiej, ktoś z Was zapyta? Primo, polskiej nie znaleźliśmy, po drugie primo po dwóch miesiącach poza krajem nawet najbardziej zagorzały zwolennik próbowania nowych smaków ma prawo zatęsknić za czymś swojskim.
Knajpka była uzbecka, czyli zamiast chleba serwowano lepioszkę, o której  świetnie piszą na tym blogu Marta i Bartek, ale już za to śledź i zimna wódka jak najbardziej słowiańskie.
 Rosyjska селедка, czyli solony śledź, serwowany jest zwykle z ugotowanymi ziemniakami i surową cebulą, nasz miał jako bonus rybi mlecz! Nie, nie kozłek lekarski-mlecz, czyli śledziowy delikates dla wyrafinowanego/chamskiego(niepotrzebne skreślić) podniebienia.
Do tego świetny barszcz, na modłę, która u nas w kraju nazywa się barszczem ukraińskim, czyli gotowanym na wołowinie, z ziemniakami i kapustą, podawanym z kleksem śmietany, potem gołąbki, jedne w kapuście, drugie w zielonej papryce i na koniec barani szaszłyk, a jak!
Apetyt i tęsknota za smakami dzieciństwa zaspokojone, czas na rozwiązanie zagadki z tytułu:

1.Soju, to koreański napój wyskokowy, wyrabiany m.in ze słodkich ziemniaków, o mocy 20% zawartości alkoholu, smakuje jak...., jak rozwodniona wódka, do grilla może i dobry, do śledzia się nie nadaje.
 
2. 10 razy po 100 gram, to oczywiście kilogram! Wszystkich, którzy odpowiedzieli, że jest to litr zapewniam, że to cały świat jest w błędzie, a to my, Słowianie mamy rację!

                                                              Tatar po koreańsku.
Na porcję dla dwóch osób potrzebne będą:
-30 dag świeżej polędwicy wołowej
-2 łyżki sosu sojowego
-1 łyżka cukru
-1 łyżeczka zmiażdżonego czosnku
-2 łyżki oleju sezamowego
-1 łyżka zmielonych prażonych ziaren sezamu
-1 żółtko kurze(jeżeli na półmisku), 2 żółtka przepiórcze(jeżeli porcje będą indywidualne)
-1 łyżka prażonych orzeszków piniowych, posiekanych.

Mięso wkładamy na godzinę do zamrażarki, łatwiej je będzie posiekać. Ostrym nożem kroimy na 1cm plastry, które z kolei kroimy w cienkie słupki. 
Łączymy ze sobą pozostałe składniki, oprócz orzeszków piniowych i żółtek i mieszamy je delikatnie z posiekanym mięsem.
Podajemy na liściu czerwonej karbowanej sałaty, udekorowane żółtkiem i posypane orzeszkami piniowymi.

                                                                          Smacznego!

4 komentarze:

  1. Piękna wycieczka po koreańskich kulinariach. Tatar się do mnie śmieje, ale jaja przepiórcze muszę ominąć - nie do dostania u mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Surowe mięsko ma w sobie coś, pewnie ten prehistoryczny zew, zanim Prometeusz przyniósł na ogień ;)
      W kulturze anglosaskiej jaja przepiórcze były, w Korei są, w Polsce jak najbardziej- gdzie Ty mieszkasz?? :)

      Usuń
  2. Ciekawe, można poczytać o innych kulturach.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...