Na pierwszym planie kwiat rumianku, a reszta? Czarna magia. |
Kolejny weekend, czyli kolejna pobudka skoro świt i wycieczka w nieznane.
Była już mowa o ekspedycji na targowiska Seulu i powodach, dla których post zakończył się jak zwykle, czyli o jedzeniu.
Tym razem pogoda i humory dopisały, a że przy okazji świętowaliśmy małą, rodzinną uroczystość(w sobotę wypadał 22 lutego), nastroje były tym bardziej szampańskie.
Po zwyczajowym już gorącym śniadanku przed wejściem do seulskiego metra, a mamy na razie dwie ulubione ludyczne jadłodajnie-jedną jeszcze w budynku dworca autobusowego, w której serwują np. tteokkboki; i drugą, też po drodze, gdzie dla odmiany można się pożywić ryżanką(wie ktoś, jak nazwać inaczej owsiankę z ryżu? Podpowiedzi mile widziane) z dodatkami typu kimchi, czyli koreańska kiszona kapusta, czy też podduszone mięso słuchotka, znanego szerzej jako abalone, czyli jadalny ślimak morski. Z muszli którego pozyskuje się wysokiej jakości macicę perłową.Ale to już po tym, jak mieszkaniec muszli skończy na talerzu.
Abalone były kiedyś pozyskiwane wyłącznie w ich naturalnym środowisku, nurkowały przeważnie kobiety.
Zdjęcie pożyczone stąd. |
Obecnie są one hodowane na morskich farmach, więc straciły już swój nimb luksusu i osiągalne są dla przeciętnego zjadacza eee..., ryżu oczywiście.
Kilka stacji metra później wychodzi się wprost na feerię barw, kakofonię zachwalających swoje towary przekupek, przetykaną dźwiękiem dzwonka, zamocowanego na wózku, z którego można kupić gorące napoje i akcentowaną popiskiwaniem klaksonów przepychających się między ludźmi trójkołowców i skuterów, dowożących świeże towary. Zapachy owoców mieszają się tu z aromatem suszonej ryby i fermentowanej kałamarnicy. O zawrót głowy nietrudno.
Suszone anchovies, krewetki i co tylko. |
Jeszcze nie wiemy, co z tego można by przyrządzić. |
Dalej rozłożył się specjalista medycyny naturalnej, z nalewką z żeń-szenia i żmii:
Viagra po koreańsku. |
Wywar ze skolopendr, przeznaczenie nieznane. |
Tuż obok skład opału, czyli kora i pocięte w plastry drzewo, dla nas wygląda jak świetna podpałka do grilla, a w rzeczywistości to ingrediencje do przyrządzania naparów i do gotowania.
Weźmisz czarno kure, dodasz suszonych żabek... |
Z ciekawostek wpadł nam jeszcze w oko przedziwny owoc(?), natychmiast ochrzczony "krwawym ogórkiem"
i tutejsza odmiana miechunki, ale chyba deserów się nią nie dekoruje.
Czyż nie śliczny? |
Nasi koreańscy znajomi też nie wiedzą, co to jest. |
Jak wiadomo, nie samym zwiedzaniem człowiek żyje, więc po zobaczeniu na straganie sztucznych potraw, które wystawiane są potem często jako wzorce w lokalnych jadłodajniach, udaliśmy się do dzielnicy rosyjskiej.
Tak, dobrze widzicie, to na środku to Azjata-kaleka, czyli tatar z jednym jajem. |
Knajpka była uzbecka, czyli zamiast chleba serwowano lepioszkę, o której świetnie piszą na tym blogu Marta i Bartek, ale już za to śledź i zimna wódka jak najbardziej słowiańskie.
Rosyjska селедка, czyli solony śledź, serwowany jest zwykle z ugotowanymi ziemniakami i surową cebulą, nasz miał jako bonus rybi mlecz! Nie, nie kozłek lekarski-mlecz, czyli śledziowy delikates dla wyrafinowanego/chamskiego(niepotrzebne skreślić) podniebienia.
Do tego świetny barszcz, na modłę, która u nas w kraju nazywa się barszczem ukraińskim, czyli gotowanym na wołowinie, z ziemniakami i kapustą, podawanym z kleksem śmietany, potem gołąbki, jedne w kapuście, drugie w zielonej papryce i na koniec barani szaszłyk, a jak!
Apetyt i tęsknota za smakami dzieciństwa zaspokojone, czas na rozwiązanie zagadki z tytułu:
1.Soju, to koreański napój wyskokowy, wyrabiany m.in ze słodkich ziemniaków, o mocy 20% zawartości alkoholu, smakuje jak...., jak rozwodniona wódka, do grilla może i dobry, do śledzia się nie nadaje.
2. 10 razy po 100 gram, to oczywiście kilogram! Wszystkich, którzy odpowiedzieli, że jest to litr zapewniam, że to cały świat jest w błędzie, a to my, Słowianie mamy rację!
Tatar po koreańsku.
Na porcję dla dwóch osób potrzebne będą:
-30 dag świeżej polędwicy wołowej
-2 łyżki sosu sojowego
-1 łyżka cukru
-1 łyżeczka zmiażdżonego czosnku
-2 łyżki oleju sezamowego
-1 łyżka zmielonych prażonych ziaren sezamu
-1 żółtko kurze(jeżeli na półmisku), 2 żółtka przepiórcze(jeżeli porcje będą indywidualne)
-1 łyżka prażonych orzeszków piniowych, posiekanych.
Mięso wkładamy na godzinę do zamrażarki, łatwiej je będzie posiekać. Ostrym nożem kroimy na 1cm plastry, które z kolei kroimy w cienkie słupki.
Łączymy ze sobą pozostałe składniki, oprócz orzeszków piniowych i żółtek i mieszamy je delikatnie z posiekanym mięsem.
Podajemy na liściu czerwonej karbowanej sałaty, udekorowane żółtkiem i posypane orzeszkami piniowymi.
Smacznego!
Piękna wycieczka po koreańskich kulinariach. Tatar się do mnie śmieje, ale jaja przepiórcze muszę ominąć - nie do dostania u mnie.
OdpowiedzUsuńSurowe mięsko ma w sobie coś, pewnie ten prehistoryczny zew, zanim Prometeusz przyniósł na ogień ;)
UsuńW kulturze anglosaskiej jaja przepiórcze były, w Korei są, w Polsce jak najbardziej- gdzie Ty mieszkasz?? :)
Świetne zdjęcia
OdpowiedzUsuńCiekawe, można poczytać o innych kulturach.
OdpowiedzUsuń